Tymczasowo niepełnosprawne
Na co dzień charakteryzują się ponadprzeciętną sprawnością fizyczną, są profesjonalnymi sportowcami. Trenowały codziennie. Ich życie zmieniło się, kiedy doznały kontuzji. Teraz, kiedy chodzą o kulach przyznają, że lepiej rozumieją świat osób niepełnosprawnych.
W Jeleniej Górze na najwyższym poziomie sportowym mamy jedną drużynę – Klub Piłki Ręcznej, który od wielu lat walczy w ekstraklasie z najlepszymi szczypiornistkami w kraju. Stąd wywodzi się wiele reprezentantek Polski jak chociażby Anna Wysokińska, czy Agnieszka Kocela.
W zespole i dzisiaj nie brakuje talentów, które w przyszłości mogą zawojować polskie i europejskie parkiety. Tak się złożyło, że w wyniku kontuzji na dłuższy czas z gry wyłączone są Mariola Wiertelak (23 lata) oraz juniorka Paulina Stachowicz (18 lat).
Mariola Wiertelak to filigranowa skrzydłowa, która drużynie jeleniogórskiej zapewnia wiele bramek z kontry. Szybkość i skoczność są jej największymi atutami. – Aktywność fizyczna jest dla mnie bardzo ważna, dlatego poza treningami również staram się dbać o formę – powiedziała szczypiornistka KPR‑u.
Kontuzji doznała podczas treningu. Diagnoza: skręcenie stawu kolanowego prawego z całkowitym zerwaniem więzadeł (ACL i MCL).
Mimo kontuzji, stara się nadal trenować. Oczywiście na tyle, na ile to możliwe. Wykonuje ćwiczenia, które dobiera jej trener. Pracuje razem z fizjoterapeutą. – Na razie uczymy się chodzić z powrotem bez kul, dużo pracujemy ogólnie nad całą nogą (nie tylko nad kolanem). Niedawno zaczęliśmy już pracę nad siłą pleców i ramion. Przed nami długa droga. Za około cztery i pół miesiąca rozpocznę etap fizjoterapii sportowej, po którym jeżeli obędzie się bez powikłań, to płynnie przejdę do treningów z drużyną – opisuje Wiertelak.
Sportsmenka przyznaje, że po tym doświadczeniu zmieniło się jej spojrzenie na niepełnosprawność. – Na pewno teraz zauważam więcej osób chodzących o kulach i ortezach. Samo chodzenie o kulach nie jest trudne, gorsza była myśl, że musiałam się o nich poruszać – wyznała szczypiornistka. – Bardzo ciężko jest pogodzić się z tym, że ma się uraz i twoja dotychczasowa sprawność spada praktycznie do zera, jednak nie można tracić nadziei, wiary i podawać się.
Paulina Stachowicz gra w zespole juniorek KPR‑u. Trenuje piłkę ręczną od 5 lat i jest kapitanem drużyny. W trakcie sezonu trzy razy w tygodniu trenuje z drużyną na hali, do tego dochodzi siłownia. Kontuzja, której doznała podczas drugiego meczu w ramach ćwierćfinałowego turnieju Mistrzostw Polski Juniorek, jest jej pierwszym tak poważnym urazem. – Jak do tej pory najdłuższa kontuzja, która mnie wykluczyła z treningów, trwała około miesiąca, półtorej. Dwa razy miałam rękę w gipsie – opowiedziała Paulina Stachowicz.
Feralnego meczu z Radomiem nie wspomina dobrze. W pewnym momencie Paulina ucierpiała w starciu z rywalką. Zeszła z boiska. Po chwili wróciła, ale na krótko. W niegroźnej sytuacji upadła. Nie wiedziała jeszcze, co się stało. – Od pierwszych minut mecz nie układał się po naszej myśli, popełniałyśmy dużo błędów. Wróciłam na boisko, ponieważ nie myślałam o sobie, tylko o drużynie. Ponadto podczas meczu nie czuję bólu – wyznała. – Pierwszą diagnozę postanowiono mi w szpitalu, a mianowicie: skręcenie stawu kolanowego. Miałam mieszane myśli. Liczyłam, że maksymalnie 8 tygodni i wracam do treningów. O bólu nie myślałam, nawet go nie czułam. Gorsze były myśli, że nie jestem w stanie nic zrobić i zostawiam dziewczyny. To poczucie bezradności – kontynuuje juniorka KPR‑u.
Jeleniogórzanka, podobnie jak wielu pacjentów narodowej służby zdrowia ma negatywne odczucia co do opieki lekarskiej: – Podejście lekarzy i pielęgniarek do sportowców niczym się nie różni od podejścia do innych pacjentów, jest „olewatorskie” – ocenia nadzieja jeleniogórskiego szczypiorniaka. Wyniki rezonansu odebrałam w czwartek, 12lutego i w ten dzień została postawiona właściwa diagnoza. Niesie za sobą na pewno długą przerwę w sporcie, co najmniej 8 miesięcy, i intensywną rehabilitację – powiedziała Paulina Stachowicz.
Młoda sportsmenka gorzej wspomina pierwsze chwile o kulach. – Były ciężkie, nie mogłam się przyzwyczaić i tego zaakceptować. Jednakże nie miałam problemu by nauczyć się chodzić o nich, zajęło mi to jeden, do dwóch dni – opowiada. Największą trudność sprawiło mi chodzenie po schodach oraz z górki i pod górkę.
Przyznaje, że jej świat się zmienił. Musiała uważać chodząc po kafelkach, bo na niektórych… kule się ślizgały. Łatwo było o upadek. No i na początku miała kłopoty z wchodzeniem do samochodu. Oczywiście jako pasażer, o kierowaniu w takim stanie nie ma nawet mowy. – Kolano mi „przeskakiwało” – mówi.
Jak zatem kapitan drużyny, która w wyniku kontuzji była zmuszona opuścić koleżanki w ważnym meczu, podchodzi do kwestii niepełnosprawności, z którą zetknęła się tymczasowo? – Dużo o tym myślałam. Zawsze miałam szacunek do osób niepełnosprawnych, jednak przez ten okres uzmysłowiłam sobie, jak dużo ci ludzie w życiu przeszli i z jakimi problemami borykają się na co dzień. O wiele bardziej doceniam pełnię zdrowia dzięki tej kontuzji… – wyznała juniorka Klubu piłki Ręcznej. Otrzymałam bardzo duże wsparcie, przede wszystkim ze strony rodziny, przyjaciół, jak i znajomych – podtrzymywali mnie na duchu i wspierali psychicznie, co było mi bardzo potrzebne w tamtej chwili – dodała na zakończenie Paulina Stachowicz.
Jak widać na przykładzie czynnych sportowców, niepełnosprawność nawet tymczasowa daje sporo do myślenia. Społeczna świadomość nie jest uzależniona od własnych doświadczeń, ale warto czasem zatrzymać się w codziennym wyścigu do samodoskonalenia, by dojrzeć problemy osób, których los ciężej doświadczył.
Przemysław Kaczałko
Zdjęcia: Tomasz Raczyński
Szybkość i skoczność to największe atuty Marioli Wiertelak.
- Na razie uczę się chodzić od nowa, bez kul – mówi Mariola.
– Podczas meczu nie czuję bólu – wyznaje młoda zawodniczka.
– Pierwsze dni chodzenia o kulach były ciężkie, nie mogłam się przyzwyczaić – wspomina Paulina.