Isto­ta reha­bi­li­ta­cji w dąże­niu do samo­dziel­no­ści osób z niepełnosprawnością

War­to walczyć

Bar­dzo waż­nym – wręcz nie­od­łącz­nym ele­men­tem codzien­ne­go życia oso­by nie­peł­no­spraw­nej jest, a przy­naj­mniej powin­na być, reha­bi­li­ta­cja. Jest to nic inne­go, jak pro­ces uspraw­nia­nia orga­ni­zmu, któ­re­go celem w przy­pad­ku oso­by nie­peł­no­praw­nej jest osią­gnie­cie moż­li­wie jak naj­więk­szej samodzielności.

Nale­ży pamię­tać, że nie­co ina­czej przed­sta­wia się obraz samo­dziel­no­ści w przy­pad­ku osób nie­peł­no­spraw­nych. Oczy­wi­stym jest, że nie ma dwóch osób nie­peł­no­spraw­nych w iden­tycz­nym sta­nie. Nawet wów­czas, gdy mamy do czy­nie­nia z dwie­ma oso­ba­mi z  takim samym rodza­jem nie­peł­no­spraw­no­ści, zawsze róż­nić je będzie ich stan, a więc i sto­pień samo­dziel­no­ści. Przy­kła­dem może być sytu­acja, gdy dla jed­ne­go czło­wie­ka z oko­ło­po­ro­do­wym mózgo­wym pora­że­niem dzie­cię­cym po wie­lu, wie­lu latach inten­syw­nej, nie­jed­no­krot­nie bole­snej reha­bi­li­ta­cji, osią­gnię­ciem samo­dziel­no­ści sta­nie się nauka cho­dze­nia. Ja nato­miast po kil­ku­na­stu latach ćwi­czeń i tera­pii sta­łam się w peł­ni samo­dziel­na koń­cząc stu­dia, podej­mu­jąc pra­cę, aż wresz­cie zakła­da­jąc wła­sną rodzinę.

W oby­dwu sytu­acjach moż­na mówić o osią­gnię­ciu samo­dziel­no­ści, tyle że w pierw­szym przy­pad­ku naj­więk­szym osią­gnię­ciem i moż­li­wą samo­dziel­no­ścią jest umie­jęt­ność cho­dze­nia, nato­miast moim przy­kła­dem, chcę uka­zać, że może to być coś więcej.

W ten spo­sób dla każ­dej oso­by z nie­peł­no­spraw­no­ścią, próg samo­dziel­no­ści moż­li­wej do osią­gnię­cia jest inny.

Od cze­go zale­ży efek­tyw­ność rehabilitacji?

Aby uspraw­nia­nie orga­ni­zmu przy­nio­sło moż­li­we naj­lep­sze rezul­ta­ty, nie­zwy­kle istot­ne są: szyb­ka i wła­ści­wa dia­gno­za, wła­ści­wy dobór metod i form lecze­nia oraz regu­lar­na reha­bi­li­ta­cja. Im szyb­ciej po stwier­dze­niu nie­peł­no­spraw­no­ści roz­po­czy­na się pro­ces lecze­nia i reha­bi­li­ta­cji, tym więk­sza szan­sa na osią­gnię­cie samo­dziel­no­ści w przy­szło­ści. Doty­czy to zarów­no dzie­ci rodzą­cych się z wada­mi, jak i osób z nie­peł­no­spraw­no­ścią naby­tą w sku­tek wypad­ku czy też chorób.

Tru­dy reha­bi­li­ta­cji to nie tyl­ko kon­kret­ne dzia­ła­nia, to tak­że poświę­ce­nie cza­su ze stro­ny rodzi­ca – opie­ku­na, na codzien­ne ćwi­cze­nia i tera­pie, trwa­ją­ce bar­dzo czę­sto lata­mi. Efek­ty uspraw­nia­nia nie są widocz­ne od razu. Mimo wie­lu mie­się­cy sys­te­ma­tycz­nej pra­cy nie­jed­no­krot­nie stan oso­by nie­peł­no­spraw­nej wyda­je się być nie­zmien­ny. Myślę, że wła­śnie to jest jed­nym z naj­więk­szych tru­dów dąże­nia do samo­dziel­no­ści, ponie­waż wyma­ga nie­zwy­kłej cier­pli­wo­ści, wia­ry i samo­za­par­cia, któ­re w przy­pad­ku opie­ku­nów nie­jed­no­krot­nie pod­da­wa­ne są próbie.

Dro­dzy Rodzi­ce i Opie­ku­no­wie osób niepełnosprawnych!

Pamię­taj­cie, że pomi­mo wszel­kich trud­no­ści, prze­szkód oraz chwil zwąt­pie­nia jakich z pew­no­ścią doświad­cza­cie na co dzień, NIGDY SIĘ NIE POD­DWAJ­CIE. NIE TRAĆ­CIE WIA­RY I NADZIEI. Ciesz­cie się każ­dą naj­drob­niej­szą umie­jęt­no­ścią Waszych dzie­ci czy pod­opiecz­nych. A z cza­sem będzie ich coraz wię­cej, co spo­wo­du­je coraz więk­szą samo­dziel­ność oso­by z niepełnoprawnością.

Niech opty­mi­zmem napeł­ni was fakt, że autor­ką arty­ku­łu jest oso­ba, któ­rej rodzi­ce zaraz po uro­dze­niu usły­sze­li od leka­rzy, że mają się przy­go­to­wać na to, że ich dziec­ko, jeśli w ogó­le prze­ży­je, będzie cał­ko­wi­cie zależ­ne od nich. Nie pod­da­li się. Nie­zwy­kła odwa­ga, deter­mi­na­cja i wola wal­ki moich rodzi­ców spra­wi­ły, że jestem 27-let­nią, samo­dziel­ną mężat­ką. Absol­went­ką stu­diów Pra­cy Socjal­nej, Socjo­lo­gii, Peda­go­gi­ki oraz Oli­go­fre­no­pe­da­go­gi­ki na dwóch wydzia­łach Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go oraz w Kole­gium Pra­cow­ni­ków Służb Spo­łecz­nych. Magi­strem pedagogiki.

Chcia­ła­bym, by ten przy­kład był tak­że budu­ją­cy dla wszyst­kich, któ­rzy na co dzień pod­da­wa­ni są reha­bi­li­ta­cji i tera­pii. Wiem, że nie­jed­no­krot­nie bywa cięż­ko. Gdy pod­da­wa­no mnie reha­bi­li­ta­cji czę­sto zmu­sza­łam się do ćwi­czeń. Bywa­ły chwi­le, że mia­łam zwy­czaj­nie dosyć. Męczy­ło mnie to. W dzie­ciń­stwie nie było mi łatwo pogo­dzić się z myślą, że pod czas gdy ja spę­dzam czas na żmud­nych i mono­ton­nych ćwi­cze­niach, moi rówie­śni­cy mogą bie­gać, bawić się i robić to, na co mają ocho­tę. Mimo wszyst­ko zawsze pamię­ta­łam, że robię to dla wła­sne­go dobra, po to, by w przy­szło­ści być samo­dziel­ną, co tak­że czę­sto powta­rza­li mi rodzi­ce. War­to było.

Doro­ta Warczok-Paciej