NIE­PEŁ­NO­SPRAW­NOŚĆ

Są obok nas; mijasz na uli­cy chło­pa­ka na wóz­ku inwa­lidz­kim, widzisz dziec­ko ze szkla­nym wzro­kiem, otwar­ty­mi usta­mi i śli­ną kapią­cą z kąci­ka ust. Zauwa­żasz kuś­ty­ka­ją­ce­go męż­czy­znę z kiku­tem jed­nej nogi. Uska­ku­jesz przed stu­ka­ją­cą laską nie­wi­do­me­go. przy­glą­dasz się, jak na migi roz­ma­wia­ją oso­by głu­cho­nie­me… Nie­peł­no­spraw­ność… Jest obok Cie­bie… Moż­li­we, że ją tole­ru­jesz. Akcep­tu­jesz obec­ność osób nie­peł­no­spraw­nych, ale jed­no­cze­śnie nie wiesz, jak postą­pić, jak się zacho­wać, czu­jesz się skrę­po­wa­ny. To wyni­ka z nie­wie­dzy, nie­zna­jo­mo­ści tema­tu, bra­ku oswo­je­nia… Moż­li­we, że aktyw­nie poma­gasz. Wspie­rasz oso­by nie­peł­no­spraw­ne, udzie­lasz się cha­ry­ta­tyw­nie, robisz wszyst­ko, by życie takich osób było prost­sze, wygod­niej­sze, god­niej­sze. Moż­li­we rów­nież, że nale­żysz do tych, któ­rzy kate­go­rycz­nie odci­na­ją się od nie­peł­no­spraw­no­ści, nie chcą mieć z nią nic wspól­ne­go. Rady­kal­nie uwa­żasz, że nie­peł­no­spraw­ni powin­ni tkwić w domach lub zakła­dach opie­ki i nie utrud­niać życia zdro­wym. Masz pra­wo i do takie­go sądu…

A gdy­by nie­peł­no­spraw­ność nagle wtar­gnę­ła w Two­je życie…? Gdy­by uro­dzi­ło Ci się nie­peł­no­spraw­ne dziec­ko? Co wów­czas zro­bisz? Co pomy­ślisz? Czy zaak­cep­tu­jesz stan rze­czy? Czy będziesz się nim opie­ko­wać, pie­lę­gno­wać je, czy poświę­cisz swój czas i ener­gię na to, by ta zmia­na, któ­ra wtar­gnę­ła w Two­je życie sta­ła się akcep­to­wal­na? Wie­dząc, że ozna­cza to bez prze­rwy wizy­ty lekar­skie, tera­pie, ćwi­cze­nia, reha­bi­li­ta­cje, cał­ko­wi­tą reor­ga­ni­za­cję życia? Gdy­by Twój part­ner, w wyni­ku wypad­ku, stał się nie­peł­no­spraw­ny? I z przy­się­gi „na dobre i na złe” trze­ba będzie wypeł­nić to „na złe”? Gdy była­by to nie­peł­no­spraw­ność, któ­ra cał­ko­wi­cie spa­ra­li­żu­je codzien­ne funk­cjo­no­wa­nie? Gdy mąż nie będzie już mógł zara­biać, bawić się z dzieć­mi, zmie­nić koła w samo­cho­dzie? Gdy żona już nie sprząt­nie łazien­ki, nie przy­go­tu­je obia­du, nie utu­li dzie­ci do snu? Gdy nie tyl­ko trze­ba będzie nagle zająć się podwój­ną dozą obo­wiąz­ków, ale rów­nież tą dru­gą oso­bą? I nakar­mić ją, umyć, prze­nieść, ćwi­czyć z nią, zawieźć do tera­peu­ty, na bada­nia itd. itp.

Co było­by, gdy­by nagle nie­peł­no­spraw­ność dotknę­ła bez­po­śred­nio Cie­bie? Gdy­by jak nagły pio­run z nie­ba ude­rzy­ła Cię świa­do­mość tego, że nigdy samo­dziel­nie nie wyko­nasz kro­ku, że nigdy samo­dziel­nie nie pod­nie­siesz już ręki? Gdy­by zim­ny dreszcz prze­ra­że­nia poja­wił się wraz z myślą „nic już nie mogę zro­bić, to zosta­nie na zawsze!” Co wte­dy? Będziesz wal­czyć? O przy­wró­ce­nie spraw­no­ści lub zaak­cep­to­wa­nie sytu­acji? O wyko­rzy­sta­nie innych, pozo­sta­ją­cych Ci moż­li­wo­ści? Czy może zre­zy­gnu­jesz? Pod­dasz się? I z obo­jęt­nym wzro­kiem prze­sta­niesz żyć… umie­ra­jąc wie­le, wie­le lat później…

 

Rafał „Zadra” Wieliczko