ZOSTA­ŁEM MORSEM

Mor­sem zosta­łem trzy lata temu. Wpro­wa­dził mnie do tego gro­na sąsiad, któ­ry kąpał się już od kil­ku lat. Wte­dy przy­cho­dzi­ło nas oko­ło 10 – 15-tu. Teraz gru­pa roz­ro­sła się do kil­ku­dzie­się­ciu osób. Bywa, że cza­sem (czę­sto!) musi­my sku­wać lód żeby móc się wyką­pać. Naj­pierw roz­grzew­ka, potem szyb­ko trze­ba się roze­brać i… do wody. W wodzie nale­ży wytrzy­mać jak naj­dłu­żej, a to już zale­ży od stop­nia wytre­no­wa­nia i zahar­to­wa­nia. Ja obec­nie wytrzy­mu­ję oko­ło 2 minut, a i tak wycho­dząc cały się trzę­sę. Naj­gor­sze jed­nak dopie­ro przede mną, jest bowiem nie­zwy­kle trud­no ubie­rać się przy kil­ku­stop­nio­wym mro­zie, gdyż nie ma się czu­cia w pal­cach. Moż­na zadać pyta­nie, dla­cze­go kąpię się sko­ro tyle cier­pie­nia jest z tym zwią­za­ne? Dla mnie, to moż­li­wość prze­ła­ma­nia stra­chu przed zim­ną wodą i natu­ral­na krio­te­ra­pia, któ­ra pozwa­la mi zre­ge­ne­ro­wać orga­nizm. Istot­ne jest jed­nak, że się nie prze­zię­biam, nie narze­kam też na inne dolegliwości.

 

Marek