Jak zwięk­szyć bezrobocie?

Jak infor­mu­je „Dzien­nik Gaze­ta Praw­na”, sej­mo­wa pod­ko­mi­sja ds. nowe­li­za­cji kodek­su pra­cy przy­go­to­wu­je pro­jekt usta­wy, któ­ry kon­ty­nu­ować ma pro­ces uela­stycz­nia­nia pol­skie­go ryn­ku pra­cy: ma zwięk­szyć wygo­dę sto­so­wa­nia prze­ry­wa­ne­go cza­su pra­cy i o 1/5 obni­żyć doda­tek za nad­go­dzi­ny. Pro­jekt podo­ba się pra­co­daw­com, jed­nak nie­ła­two wyja­śnić, jak ma słu­żyć wzro­sto­wi zatrud­nie­nia.
      Postaw­my sobie prze­wrot­ne pyta­nie: jak zmia­na­mi prze­pi­sów naj­spraw­niej zwięk­szyć bez­ro­bo­cie? Moż­na pod­wyż­szyć kosz­ty pra­cy (np. poprzez skład­ki ubez­pie­czeń), co spra­wi, że – posłu­gu­jąc się pew­nym uprosz­cze­niem – fir­my, w któ­rych przy­cho­dy led­wo prze­wyż­sza­ją kosz­ty, znaj­dą się „pod kre­ską”. Te upad­ną albo znaj­dą obsza­ry, któ­re pozwo­lą na zacho­wa­nie dotych­cza­so­wych przy­cho­dów przy ogra­ni­czo­nych kosz­tach np. zwol­nią część pra­cow­ni­ków zmu­sza­jąc pozo­sta­łych do cięż­szej pra­cy lub zmu­szą kadry do zmia­ny for­my zatrud­nie­nia (samo­za­trud­nie­nie, umo­wy o dzie­ło lub umo­wy zle­ce­nia). Tak czy ina­czej – licz­ba miejsc pra­cy spadnie.

Dru­gą opcją jest zwięk­sze­nie obcią­że­nia pra­cow­ni­ków bez zwięk­sza­nia kosz­tów pra­cy – część eta­tów sta­nie się po pro­stu zbęd­na. Moż­na to osią­gnąć np. poprzez obni­ża­nie dopłat za nad­go­dzi­ny: im będą niż­sze, tym bar­dziej opła­cal­ne będzie zmu­sza­nie pra­cow­ni­ków do nad­go­dzin zamiast zatrud­nie­nia nowych ludzi. A w skraj­nej sytu­acji: opła­cal­ne może być zwal­nia­nie ludzi po to, by mniej­sza kadra wyko­na­ła całą pra­cy powięk­sza­jąc licz­bę nad­go­dzin. Dla­cze­go? Choć nad­go­dzi­ny będą cią­gle droż­sze niż stan­dar­do­we godzi­ny pra­cy, to fir­ma ogra­ni­cza ryzy­ko zwią­za­ne ze spad­kiem zamó­wień i kosz­tem zwią­za­nym ze zwol­nie­niem czę­ści kadry.
      Ogra­ni­cze­nie kosz­tów nad­go­dzin for­su­je wła­śnie poseł PO Adam Szejn­feld wraz z resor­tem pra­cy pod hasłem dal­sze­go uela­stycz­nia­nia ryn­ku pra­cy. To ponie­kąd kolej­ny przy­kład na to, że dla wie­lu poli­ty­ków ela­stycz­ność ryn­ku pra­cy sta­ła się celem samym w sobie, a nie środ­kiem do celu, jakim – gdy myśli­my o poli­ty­ce zatrud­nie­nia – powin­na być prze­cież wal­ka z bez­ro­bo­ciem i szu­ka­nie spo­so­bu na zwięk­sza­nie licz­by osób zatrud­nio­nych (pamię­taj­my, że niskie zatrud­nie­nie jest w Pol­sce znacz­nie więk­szym pro­ble­mem niż wyso­kie bez­ro­bo­cie!).
      Tym­cza­sem wzrost ela­stycz­no­ści – choć w nie­któ­rych oko­licz­no­ściach sprzy­ja wzro­sto­wi zatrud­nie­nia – może być dla ryn­ku pra­cy szko­dli­wy, co widać na powyż­szym przy­kła­dzie. Albo jest wobec tego ryn­ku neu­tral­ny i ozna­cza jedy­nie mniej pie­nię­dzy w kie­sze­ni pra­cow­ni­ków, a wię­cej – w port­fe­lach przed­się­bior­ców. Tak odczy­tać moż­na kon­cep­cję wydłu­że­nia nie­płat­nej prze­rwy w cza­sie dnia pra­cy.
      Dla­cze­go? W zakła­dach, w któ­rych nasi­le­nie pra­cy – ze wzglę­du na pro­ces pro­duk­cyj­ny lub pro­fil obsłu­gi­wa­nych klien­tów – zmie­nia się bar­dzo w cią­gu doby, wpro­wa­dze­nie kil­ku­go­dzin­nej (w miej­sce 60-minu­to­wej) nie­płat­nej prze­rwy w pra­cy, przy­nie­sie dwa skut­ki. Jeśli pra­cow­ni­cy nie będą mogli wię­cej cza­su poświę­cić na pra­cę, to zaro­bią mniej. W prze­ciw­nym przy­pad­ku, bez zwięk­sza­nia wyna­gro­dze­nia, będą zmu­sze­ni do spę­dze­nia w miej­scu pra­cy więk­szej czę­ści doby niż dotąd. Czy­li stra­cą czas, jaki poświę­ci­li­by rodzi­nie lub… uzy­ska­niu dodat­ko­wych docho­dów.
      Przed­sta­wi­cie­le przed­się­bior­ców lubią akcen­to­wać dłu­go­ter­mi­no­we skut­ki podob­nych reform, czy­li więk­szą kon­ku­ren­cyj­ność naszych przed­się­biorstw na glo­bal­nym ryn­ku, a przez to wię­cej miejsc pra­cy. Zwra­ca­ją też uwa­gę, że wię­cej pie­nię­dzy w kie­sze­ni przed­się­bior­ców to wię­cej inwe­sty­cji – i osta­tecz­nie rów­nież wię­cej miejsc pra­cy. Zwróć­my jed­nak uwa­gę na to, że mówi­my tu o hipo­te­tycz­nych miej­scach pra­cy w przy­szło­ści, jakie może powsta­ną, a może nie, ale sta­nie się to kosz­tem tych miejsc, któ­re stra­ci­my za chwi­lę.
      Do tego więk­szość Pola­ków pra­cu­je w małych i śred­nich fir­mach, a np. zakład kosme­tycz­ny w Olsz­ty­nie nie kon­ku­ru­je z chiń­ski­mi czy nie­miec­ki­mi przed­się­bior­stwa­mi tego typu – jego kon­ku­ren­cją jest zakład kosme­tycz­ny na sąsied­niej uli­cy, wobec któ­re­go nie zyska prze­wa­gi. Wresz­cie: obni­żo­ne kosz­ty pra­cy ozna­cza­ją więk­szy zysk przed­się­bior­cy, któ­ry może go zain­we­sto­wać w roz­wój fir­my (w kra­ju lub… za gra­ni­cą!), ale mogą to być inwe­sty­cje w maszy­ny i opro­gra­mo­wa­nie, a nie w ludzi. Może go rów­nież prze­zna­czyć na inwe­sty­cje finan­so­we lub skon­su­mo­wać. Im bar­dziej nie­pew­na sytu­acja na ryn­ku – a z taką mamy teraz do czy­nie­nia – tym przed­się­bior­cy inwe­stu­ją ostroż­niej.
      Nie ma więc pro­ste­go prze­ło­że­nia, za spra­wą któ­re­go np. zmniej­sze­nie o 10% kosz­tów pra­cy spo­wo­du­je wzrost zatrud­nie­nia o 10%. Maszy­na, jaką jest gospo­dar­ka, jest dużo bar­dziej skom­pli­ko­wa­na, a przez fakt, że klu­czo­wą rolę odgry­wa­ją w niej ludzie, nie zawsze będzie dzia­łać logicz­nie i prze­wi­dy­wal­nie.
      Dla­te­go pogódź­my się z fak­tem, że wzrost ela­stycz­no­ści zatrud­nie­nia w nie­któ­rych aspek­tach może być szko­dli­wy tak dla pra­cow­ni­ków, dla ryn­ku pra­cy, dla budże­tu, a nawet dla samych pra­co­daw­ców. Mniej­sze zatrud­nie­nie, coraz więk­sze poczu­cie zagro­że­nia na ryn­ku pra­cy, niż­sze wyna­gro­dze­nia – to wszyst­ko ogra­ni­cza prze­cież poziom kon­sump­cji i rynek wewnętrz­ny, na któ­rym opie­ra się więk­szość dzia­ła­ją­cych u nas przed­się­biorstw.
      Pyta­nie więc brzmi: czy naszym celem mają być jak naj­niż­sze kosz­ty dzia­ła­nia naszych przed­się­bior­ców, czy jak naj­więk­szy poziom zatrud­nie­nia przy jak naj­więk­szej zamoż­no­ści spo­łe­czeń­stwa, two­rzą­ce­go sta­bil­ny i rosną­cy rynek wewnętrz­ny, z roku na rok coraz mniej zależ­ny od chwiej­by glo­bal­nej gospo­dar­ki? I czy te dwa zasad­ni­cze cele da się jakoś pogodzić?