Wier­sze Micha­ła Bryla

Wol­ny jak ptak

Michał ma swój świat, w któ­rym panu­ją róż­ne bar­wy, sma­ki, stwor­ki i potwor­ki. Nie widzi, ale jego pisa­nie daje mu poczu­cie „nad­wi­dze­nia”. Michał Bryl jest oso­bą nie­wi­do­mą od uro­dze­nia, ma 30 lat. Poezją zaj­mu­je się od nie­daw­na, wolał pro­zę, zwłasz­cza cie­ka­we opo­wia­da­nia, z wie­lo­ma neo­lo­gi­zma­mi. Brał udział w kil­ku kon­kur­sach, w jed­nym z nich  został lau­re­atem. Ma nadzie­ję, że kie­dyś będzie mógł na swo­im pisa­niu zaro­bić pierw­sze pie­nią­dze. Michał obec­nie zaprzy­jaź­nio­ny z WTZ przy Towa­rzy­stwie Pomo­cy Głu­cho­nie­wi­do­mym, wcze­śniej był jego uczest­ni­kiem. Pro­po­nu­je­my do lek­tu­ry naj­lep­sze z jego wier­szy, rów­nież wyróż­nia­ne w kon­kur­sach opo­wia­da­nie pr. „Ryjek owieczki”.

Michał Bryl

Miłość

Gdy poli­czek z policz­kiem się złą­czy,
gdy rze­my­czek z rze­mycz­kiem się splą­cze,
Wte­dy faj­nie jest
I wszy­scy cie­szą się.
Bo jak dobrze wie­cie,
Miłość jest na świe­cie.
I choć­byś poła­mał wszyst­kie kości,
Nie dasz rady znisz­czyć miłości.

Michał Bryl

Wol­ny ptak

Ach jak to dobrze być wol­nym pta­kiem
i cie­szyć się jak wol­ny ptak.
Jak faj­nie zwie­dzać pań­stwa byle jakie
I lecieć byle jak.
O jedze­nie mar­twić się nie trze­ba,
Gdyż w koło mnó­stwo myszy i żab.
Mi nie muszą nigdy kru­szyć chle­ba,
Bo od nie­go cięż­ki sta­nie się mój zad.
Jak to faj­nie wol­nym być i zażyć wol­no­ści
I jak to faj­nie w fon­ta­nien­ce piór­ka sobie myć.
Wszy­scy życzą mi poła­ma­nia dzio­ba i kości
A ja za to kopie ich w żyć.

Michał Bryl

Koniec świa­ta

Mój wiersz od tego się zaczy­na,
Że u stóp męża upa­dła dziew­czy­na.
Wpierw się ze świa­tem poże­gna­ła
A potem padła i już nie wsta­ła.
Jutro już słoń­ce dla nas nie wzej­dzie
I przez to nowy dzień nie nadej­dzie.
Nie masz już więź­nia, nie masz straż­ni­ka,
Nie masz kapi­ta­na ani ster­ni­ka.
Nikt nie ma na tyle rozu­mu,
By prze­mó­wić do ludzi tłu­mu.
Żaden lata­wiec już w nie­bo nie wzle­ci,
Snem wiecz­nym usną w przed­szko­lach dzie­ci.
Wie­czo­rem mrok nasta­nie wszę­dzie,
Bo wła­śnie wie­czo­rem koniec świa­ta będzie.
Kwia­ty co rosną na łody­gach zgni­ją
A wszyst­kie zwie­rzę­ta w zie­mię się skry­ją.
Gdy dzień ten dłu­gi wresz­cie prze­mi­nie,
Cały świat na zawsze zagi­nie.
Już nie uświad­czysz pomo­cy czło­wie­ka.
Każ­dy się boi. Każ­dy ucie­ka.
Kury nie znio­są już wię­cej jajek
I w zajezd­ni zatrą się wszyst­kie tram­wa­je.
Obsłu­ga dwor­ca znaj­dzie się w bie­dzie,
Gdyż żaden pociąg już nie odje­dzie.
Gdy tyl­ko słoń­ce w nocy zga­śnie,
Wpad­nie do morza i się roz­trza­śnie.
Gwiaz­dy rów­nież będą spa­da­ły
I w wiel­ką ruinę popad­nie kosmos cały.
Prze­sta­ną ist­nieć wszyst­kie pla­ne­ty,
Bo taki jest koniec świa­ta nie­ste­ty.
Psy już nigdy nie będą szcze­ka­ły,
będą sierść tra­ci­ły, w proch się zmie­nia­ły.
Zgi­ną ryby, żaby i pta­ki,
Prze­sta­ną ist­nieć nawet wil­ko­ła­ki.
Kogut głos stra­ci i wię­cej nie zapie­je,
Zdro­wia nie przy­wró­cą mu nawet cza­ro­dzie­je.
Zgi­ną Chiń­czy­cy, Murzy­ni, India­nie
I nikt żywy się tu nie osta­nie.
Zgi­nie poli­cja, zgi­ną żoł­nie­rze,
W jed­nej krót­kiej chwi­li spło­nie każ­de zwie­rzę.
Nikt nie znaj­dzie stwo­rze­nia takie­go,
Któ­re obro­ni­ło­by ten świat od złe­go.
Nie ciesz się chwi­lą, w któ­rej żyw zosta­niesz,
Bo i tak cięż­kim mło­tem w czam­buł dosta­niesz.
Bro­da­te kar­ły będą cię gonić,
Przed ich strza­ła­mi nikt cię nie obro­ni.
Gdy będziesz myślał, żeś zwy­cię­stwa bli­ski,
Wte­dy cię wła­śnie zgry­zą wil­cze pyski.
Akces z Alle­lem na pal cię wbi­ją
A kie­dy sczeź­niesz, rzu­cą na żer żmi­jom.
Osy twe cia­ło będą żądli­ły
Będą cię kopać, aż stra­cisz siły.
A gdy co żyje zemrze śmier­cią mar­ną,
Wte­dy świat cały ciem­no­ści ogar­ną.
Nie ujrzysz ni przy­ja­cie­la ni bra­ta,
Bo wła­śnie nastą­pi koniec świata.

Michał Bryl

Kaczusz­ki, Misio i Misiczka

Hej tam w naszej zagro­dzie miesz­ka­ją kaczusz­ki.
Mają kuper­ki ład­ne, mają krót­kie nóż­ki.
Kacz­ka jest pta­kiem wiej­skim, więc nie umie latać,
Ale potra­fi za to tań­czyć kra­ko­wia­ka.
Raz kacz­ki chcia­ły tań­czyć, więc w wodę sko­czy­ły.
Uję­ły się pod bocz­ki i pięk­nie tań­czy­ły.
Ale po dwóch minu­tach się roz­cho­ro­wa­ły.
Usia­dły na kuper­kach i rzew­nie pła­ka­ły.
Gdy Misio płacz usły­szał, wnet nad rze­kę pobiegł.
Sam kaczek nie wyle­czy. Nie wie jak to zro­bić.
Musi na dru­gą stro­nę rze­ki się prze­pra­wić
I spra­wę cho­rych kaczek Misicz­ce przed­sta­wić.
Poje­dzie do Misicz­ki o lekar­stwo pro­sić,
Bo prze­cież cho­re kacz­ki jaj nie będą zno­sić.
A gdy nie będzie jajek, to nie będzie mło­dych
A gdy nie będzie mło­dych, nie będzie zagro­dy.
Kie­dy Misicz­ka się o wszyst­kim dowie­dzia­ła,
Pysz­ne lekar­stwo dla kaczek przy­go­to­wa­ła.
Kie­dy kaczusz­ki wszyst­kie lekar­stwo wypi­ły,
Zaraz prze­sta­ły pła­kać, bo się wyleczyły.

Michał Bryl

Wiersz Sza­lo­ne­go Michała

Cóż zna­czy sło­wo, któ­re nic nie zna­czy?
Czym­że jest roz­pacz, gdy nie ma roz­pa­czy?
Czym jest radość, gdy nie ma rado­ści?
Jak wyglą­da czło­wiek bez skó­ry i kości?
Ja wam tego nie wytłu­ma­czę,
Chy­ba, że sam to kie­dyś zoba­czę.
Nie wiem gdzie znisz­czeń tkwią wszel­kie przy­czy­ny
I po co chło­pa­ka cią­gnie do dziew­czy­ny.
Gdzie zwo­len­ni­cy miło­ści jed­no­imien­nej,
Wyro­zu­mia­łej, praw­dzi­wej i nie­zmien­nej?
Ni na papie­rze ni na drze­wie
Nie napi­szę tego, bo tego nie wiem.
To jest wiersz Sza­lo­ne­go Micha­ła,
Któ­ry z ruiny wznie­sie wnet pałac.
Wy na tę chwi­lę cier­pli­wie cze­kaj­cie
I mnó­stwo cie­ka­wych ksią­żek czy­taj­cie.
Gdy z ludź­mi zrów­na­ją się bogo­wie,
Wte­dy na każ­de pyta­nie odpo­wiem.
Będę wie­dział, co mru­czą koty
I w jaki spo­sób lata­ją samo­lo­ty.
Stwo­rzę wte­dy pań­stwo nowe,
Nie­zwy­kłe i odlo­to­we.
Wszyst­kie dziew­czę­ta będą śpie­wa­ły
Pieśń rado­ści zwa­ną „hym­nem chwa­ły”.
Robot­ni­cy na nowo będą dom sta­wia­li
A żoł­nie­rze broń będą pre­zen­to­wa­li.
Kobie­ty nad kuchen­ką będą sie­dzia­ły
I pysz­no­ści mężom goto­wa­ły.
Chłop­stwo i szlach­ta krzyk­ną zgod­nym chó­rem
A kura zapi­sze tę wieść swym pazu­rem.
Zwie­rzę­ta poj­mą sztu­kę pisa­nia
I same wyzna­czą ter­mi­ny polo­wa­nia.
Gdy myśli­wi na nędzę będą narze­ka­li,
Wiel­ki Ane­ste­zy wnet z nóg ich zwa­li.
Każ­dy pój­dzie do świa­ta inne­go,
W zależ­no­ści od uczyn­ków jego.
Źli przez Brzu­cha­cza będą tłam­sze­ni,
A dobrzy przez Futo­na wyna­gro­dze­ni.
Jed­nak to już nie moja spra­wa,
Bo prze­cież sąd boży to nie zaba­wa.
Arche­olo­gów nam dzi­siaj potrze­ba,
By wie­dzieć skąd wziął się pierw­szy bochen chle­ba.
Gdy archi­tek­ci domy zapro­jek­tu­ją,
Ser­ca szlach­ty tym ura­du­ją.
Bo szlach­ta w bie­dzie żyć prze­cież nie może,
Więc chłop kosz­tem jej dobra niech dzia­du­je w obo­rze.
Nie war­to w złych poczy­na­niach się zatra­cać,
Gdyż dobro tyl­ko dobrem się odpłaca.