Czy osoba niewidoma, ociemniała czy słabowidząca to na pewno osoba niepełnosprawna lub kaleka? Jestem osobą ociemniałą, która straciła całkowicie wzrok w 2012 roku. Od początku mówiłem o sobie „niewidomy”. W momencie jak trafiłem do koła terenowego Polskiego Związku Niewidomych w Cieszynie spotkałem wielu ludzi z podobnym schorzeniem, a wśród nich trzy całkiem różne kobiety, które uświadomiły mi, że my nie jesteśmy „niewidomi” tylko „widzący inaczej” lub „sprawni inaczej”.
Zacznę od Iwony Czarniak – ociemniałej mieszkanki Marklowic koło Cieszyna, która wzrok utraciła dziewięć lat temu. Jest żoną i matką czwórki dzieci (trzy córki i syn), babcią dwójki wnucząt (niestety oboje to dzieci niepełnosprawne). Obecnie dzięki uczestnictwu w projektach skierowanych dla niepełnosprawnych jest zatrudniona w cieszyńskim kole Polskiego Związku Niewidomych.
Druga z tych sympatycznych koleżanek to słabo widząca Urszula Kuś – mieszkanka Skoczowa. Od najmłodszych lat jej pasją było malarstwo i lepienie z gliny. Jest matką trójki dzieci, babcią sześciorga wnucząt i prababcią dwójki prawnucząt. Ale niestety, pomimo posiadania piętrowego domu, który z mężem praktycznie sami wybudowali, obecnie mieszka tam sama, nie licząc jednego wnuka.
No i wisienka na torcie, Małgorzata Hutyra – słabo widząca mieszkanka Cieszyna. Najstarsza z tej trójki wiekiem, ale nie duchem. Pomimo wielu chorób na które cierpi i z nimi walczy, mimo że jest osobą samotną, to bardzo żywiołową i towarzyską. Dwójka dzieci na stale mieszka w Niemczech i spotykanie się z nimi jest przez to utrudnione.
– Gdyby nie Ci wszyscy znajomi i przyjaciele to możliwe, że nie dożyłabym tych lat. Lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać, przeżywać ich smutki i radości. Siedzenie w domu to dla mnie stracony czas. Najgorsze są pierwsze trzy dni po wyjeździe czy to córki czy synów z rodzinami. Wtedy czuję się samotna i niepotrzebna. Ale po tym czasie wszystko wraca na odpowiednie tory i już mnie wszystko znowu cieszy – mówi Urszula Kuś.
I zaraz dodaje, że najbardziej relaksuje ją rysowanie, malarstwo i rzeźba w glinie.
– Mam w domu sporą kolekcję figurek z gliny wykonanych własnoręcznie, sporo rysunków ołówkiem i pastelami oraz obrazów namalowanych farbami — tłumaczy. – Obecnie z uwagi na stan mojego wzroku zajmuję się tym coraz rzadziej. Pomagam sobie lupą.
– Utrata wzroku nie była dla mnie szokiem, ponieważ traciłam go stopniowo – mówi Iwona Czarniak. – Przyszedł jednak taki dzień kiedy do mojej świadomości dotarło, że już nic ani nikogo nie zobaczę. Przepłakałam całą noc. Można powiedzieć, że w nieszczęściu miałam szczęście, którym były moje córki, to one dały mi siłę. Nauczyłam się żyć inaczej, a czynności wykonywane bez problemu z pomocą wzroku, musiałam „ogarnąć” od nowa. Nie raz z bezsilności i złości chciało mi się wyć. Pomógł mi mój wrodzony upór. Teraz, kiedy jestem osobą zrehabilitowaną jest mi łatwiej. Mam pracę, dzięki której jestem między ludźmi. Biorę udział w różnego rodzaju szkoleniach i cały czas pracuję nad swoją samodzielnością, bo nie chcę być ciężarem dla nikogo, a możliwość radzenia sobie z minimalną pomocą innych to fajna sprawa. Wsparciem dla mnie są osoby ze środowiska niewidomych, to bezcenne – dodała Iwona Czarniak.
Iwona pisze (posiada udźwiękowiony komputer) wiersze, rymowanki opowiadania i bajki dla dzieci. Pisze także artykuły do portali oraz gazet skierowanych zarówno do niewidomych („Pochodnia” i „Sześciopunkt”) oraz dla wszystkich („Gazeta Codzienna”, „Cieszyn na obcasach”).
– Staram się cały czas być aktywna, nie poddawać się i przebywać jak najczęściej wśród znajomych i bliskich mi ludzi – mówi trzecia z pań, Małgorzata Hutyra. – Wszystkie czynności wykonuję sama. Czasem może niektóre trwają dłużej, ale mam czas i nie muszę się śpieszyć. W siedzibie koła PZN staram się bywać co tydzień. No chyba, że wypadnie mi wizyta u lekarza. Najgorsza dla mnie, jak chyba dla większości z nas, jest samotność, tęsknota i brak najbliższych. Ale są jeszcze dobre duszyczki, z którymi można się spotkać, pośmiać i spędzić miło czas – dodaje Małgorzata Hutyra.
Każda z nich ma swoje ulubione potrawy albo słodkie rarytasy, które często przygotowuje i częstuje nimi członków cieszyńskiego koła na spotkaniach świetlicowych. Udzielają się również jako członkinie Zarządu koła PZN w Cieszynie.
Grupa niewidomych (około 20 osób) i słabo widzących od kilku miesięcy raz w tygodniu spotyka się na trzy, cztery godziny w świetlicy. Jedno jest pewne – nie jesteśmy kalekami, żyjemy jak inni wokół nas, spotykamy się, wychodzimy do teatru, kina i muzeum, jeździmy na wycieczki krajowe i zagraniczne. Dla wszystkich osób kontakt, spotkania w siedzibie i wspólne przebywanie ze sobą jest bardzo dobrą rehabilitacją.
Andrzej Koenig — niewidomy
Fot. Archiwum własne
– Przyszedł taki dzień kiedy do mojej świadomości dotarło, że już nic ani nikogo nie zobaczę. Przepłakałam całą noc. Ale poradziłam sobie z tym – mówi Iwona Czarniak.