Czy jestem wypa­lo­nym rodzi­cem / krewnym?

W roz­mo­wach codzien­nych i nie­co­dzien­nych cza­sa­mi uży­wa­my: chy­ba się wypa­li­łam.… on już nie może tak dłu­żej, wypa­lił się.…

A jak to rozu­mie­ją psy­cho­lo­dzy i lekarze?

Przed laty przez zespół wypa­le­nia rozu­mie­li­śmy wie­le obja­wów wystę­pu­ją­cych u osób, któ­re wyko­nu­ją zawo­dy spo­łecz­ne i zara­zem usłu­go­we, pomo­co­we. Zawo­dy, któ­re wyma­ga­ją wie­lu i czę­stych rela­cji z inny­mi ludź­mi, wyma­ga­ją wymia­ny emo­cjo­nal­nej i zaan­ga­żo­wa­nia. Nauczy­cie­le, leka­rze, pie­lę­gniar­ki, psy­cho­lo­dzy, reha­bi­li­tan­ci, księ­ża, kura­to­rzy sądowi.… 

Potem zaczę­to zauwa­żać iden­tycz­ne obja­wy u osób, któ­re przez dłuż­szy czas (od kil­ku mie­się­cy do kil­ku – kil­ku­na­stu lat) opie­ku­ją się kimś z rodzi­ny: dziec­kiem, mężem/żoną, rodzi­cem. U rodzi­ców, któ­rzy sta­le opie­ku­ją się nie­peł­no­spraw­ny­mi dzieć­mi czy człon­ka­mi rodzi­ny. Ich „służ­ba” nie koń­czy się po ośmio­go­dzin­nym dyżu­rze, ich zaan­ga­żo­wa­nie uczu­cio­we jest i głęb­sze, i sil­niej­sze. Czę­sto trwa wie­le lat.

Wypa­le­nie to cena jaką pła­ci­my za zaan­ga­żo­wa­nie się w opie­kę, lecze­nie dro­giej nam oso­by. Tym szyb­ciej nas dopa­da im więk­sze jest nasze zaangażowanie.

Tym szyb­ciej — jeśli w cza­sie tej opie­ki w nie­wiel­kim stop­niu mogę liczyć na pomoc ze stro­ny resz­ty rodzi­ny czy specjalistów.

Para­doks pole­ga na sprzecz­no­ści wyma­gań sto­ją­cych przed oso­bą poma­ga­ją­cą: wyma­ga­nia doty­czą i zaan­ga­żo­wa­nia, bli­sko­ści i jed­no­cze­śnie kon­tro­lo­wa­nia swo­ich emo­cji (lęku, bez­rad­no­ści, zmę­cze­nia, roz­cza­ro­wa­nia, iry­ta­cji), rzeczowości.

Ale nie jest też tak, że jest nie­uchron­ny jak fatum, czy wszyst­kich dopa­da z jed­na­ko­wą siłą.

Nie dopadł nas zespół wypa­le­nia jeśli: 

  • - czu­je­my, że to co robi­my ma sens, jest waż­ne i przy­no­si (jakie­kol­wiek) efek­ty: nie­sie popra­wę czy choć­by na chwi­lę zatrzy­mu­je postęp choroby,
  • - nie roz­wa­ża­my w nie­skoń­czo­ność tego cze­go nie dało się zro­bić, o czym zapomnieliśmy,
  •  — mamy pla­ny na przy­szłość, a przy­naj­mniej na naj­bliż­sze pół roku — pla­ny doty­czą­ce sie­bie a nie tyl­ko oso­by cho­rej / niepełnosprawnej,
  •  — chęt­nie idzie­my do pra­cy a z pra­cy chęt­nie wra­ca­my do domu, daje­my sobie pra­wo do odpo­czyn­ku i potra­fi­my się zrelaksować,
  • - jasno i wprost potra­fi­my wska­zać swo­je suk­ce­sy zawodowe.

Peło­obja­wo­wy zespół wypa­le­nia skła­da się z trzech „ wątków”:

Wyczer­pa­nie emo­cjo­nal­ne obja­wia się m. in :

  • - znie­chę­ce­niem,
  • - zmniej­sza­ją­cym się zain­te­re­so­wa­niem i zaan­ga­żo­wa­niem się w opiekę,
  • - zmniej­sza się aktyw­ność, wzra­sta bier­ność, marazm,
  • - nara­sta pesy­mizm, obni­żo­ny nastrój,
  • - draż­li­wość, nie­po­kój, poczu­cie bez­rad­no­ści i beznadziei,
  • - pra­wie cią­gle wystę­pu­je napię­cie psy­cho­fi­zycz­ne nawet poza domem, nawet na urlo­pie, w sytu­acjach nie­zwią­za­nych z opieką,
  • - róż­no­rod­ne dole­gli­wo­ści fizycz­ne np. gastrycz­ne, krą­że­nio­we — czę­ściej niż np. rok temu. 

Dystan­so­wa­nie się obja­wia się najczęściej:

  • - dystan­so­wa­niem się od pro­ble­mów oso­by a sku­pia­niem się na obja­wach, pie­lę­gna­cji, kar­mie­niu, poda­niu leków,
  • - powierz­chow­nym kontakcie,
  • - zamia­ną opie­ki na nadzór,
  • - zobo­jęt­nie­niem,
  • - obwi­nia­nie cho­re­go o spo­wo­do­wa­nie kło­po­tów ( żeby tyle nie palił…),
  • - bar­dziej for­mal­nym i krót­szym kontaktem, 
  • - w skraj­nych wypad­kach cynizmem.

Zja­wi­sko dystan­so­wa­nia się, szorst­kie­go czy nawet zanie­dbu­ją­ce­go trak­to­wa­nia oso­by – w tym wła­sne­go dziec­ka – szcze­gól­nie może zda­rzać się wte­dy gdy dziec­ko było „trud­nym dziec­kiem”: pysko­wa­ło. Było nie­po­słusz­ne, wul­gar­ne, obra­ża­ło nas, czy było w jaki­kol­wiek spo­sób agre­syw­ne. Gdy dziec­ko piło alko­hol, wyno­si­ło coś z domu, awan­tu­ro­wa­ło się.

Z naci­skiem trze­ba powie­dzieć, że takie dystan­so­wa­nie się może być ochro­ną sie­bie przed dal­szym eks­plo­ato­wa­niem. Sygna­łem, że my też potrze­bu­je­my pomo­cy, odpo­czyn­ku, reha­bi­li­ta­cji, leczenia.

Obni­żo­ne­go poczu­cia wła­snej war­to­ści i sprawczości: 

  • poczu­cie, że nie jest się w sta­nie niko­mu pomóc,
  • poczu­cie, że nie daję sobie z tym rady
  • poczu­cie osa­mot­nie­nia, opusz­cze­nia przez bliskich,
  • poczu­cie nie­zro­zu­mie­nia i niedoceniania,
  • nie­moż­ność przy­sto­so­wa­nia się do obcią­żeń i trud­no­ści z któ­ry­mi się zmagam,
  • poczu­cie prze­gra­nej, poraż­ki życiowej.

Wypa­le­nia się prze­bie­ga u wie­lu osób fazowo: 

  • począt­ko­wo bywa­my przy­tło­cze­ni okrut­na wia­do­mo­ścią, nie zga­dza­my się, buntujemy.
  • Potem napły­wa­ją falą „trud­ne uczu­cia”: strach, złość, bezradność.
  • Potem smu­tek, roz­cza­ro­wa­nie (nie tak mia­ło być).
  • Dopie­ro wte­dy nastę­pu­je przy­sto­so­wa­nie się do sytu­acji i zaczy­na­my się pytać: to co dalej, co mogę zro­bić, jak ja mogę pomóc.

Nastę­pu­je etap adap­ta­cji do sytu­acji, cza­sa­mi mówi­my wte­dy „ zaczy­nam to ogarniać”.

Po pew­nym cza­sie przy­cho­dzi jed­nak „prze­bu­dze­nie” zauwa­ża­my, że począt­ko­wa, ide­ali­stycz­na oce­na naszych poczy­nań jest nie­ade­kwat­na ale pra­cu­je­my coraz wię­cej, ofiar­niej, mając nadzieję,że „ będzie lepiej”,

„Okres szorst­ko­ści”: w opie­kę wkła­da­my coraz wię­cej wysił­ku i cza­su, w kon­tak­tach poja­wia­ją się kło­po­ty, stan zdro­wia pogar­sza się.

Peł­no­obja­wo­we wypa­le­nie: doświad­cza­my poczu­cia pust­ki, samot­no­ści, chce­my uciec i jed­no­cze­śnie nie­na­wi­dzi­my sie­bie za to pragnienie.

Nasza miłość do bli­skiej oso­by, poczu­cie odpo­wie­dzial­no­ści, świa­do­mość, że ona/on sam sobie nie pora­dzi / nie prze­ży­je bez naszej pomo­cy i opie­ki spra­wia­ją, że pod­no­si­my się i robi­my to co zro­bić trze­ba. Robi­my to lepiej czy gorzej , cza­sa­mi z roz­pa­czą w ser­cu – ale robimy. 

Poja­wia się peł­ne wyczer­pa­nie fizycz­ne (z poważ­niej­szy­mi kry­zy­sa­mi zdro­wot­ny­mi) i psy­chicz­ne, zabu­rze­nia depre­syj­ne. W tej fazie nasze zdro­wie jest poważ­nie zagro­żo­ne. Musi­my pod­jąć lecze­nie, tera­pię i korzy­stać z pomo­cy z zewnątrz do opie­ki nad naszą bli­ską osobą.

Wyj­ście z tej fazy dla pie­lę­gniar­ki, leka­rza czy nauczy­cie­la jest łatwiej­sze niż dla rodzi­ca. Cza­sa­mi trwa mie­sią­ca­mi cza­sa­mi dwa — trzy lata.

Wyma­ga­my pil­nie pomo­cy psy­cho­lo­gicz­nej cza­sa­mi farmakoterapii.

A więc zwróć­my uwa­gę na: obja­wy ostrze­gaw­cze: przy­gnę­bie­nie, iry­ta­cje, bóle gło­wy (ustę­pu­ją­ce), bez­sen­ność, prze­zię­bia­nie się. Na tym eta­pie wystar­cza krót­ki wypo­czy­nek, odre­ago­wa­nie przez np. aktyw­ność fizycz­ną, nawet spa­cer. I nie mów­my – to luk­sus, na któ­ry nie mogę sobie pozwo­lić. Tak dba­my o to, by sił i zdro­wia star­czy­ło nam na jak naj­dłu­żej. I tak dba­my o swo­je zdro­wie. Pozwól­my sobie na to.

Następ­nej fazie obja­wy nasi­la­ją się: nie dosyć, że gorzej wyko­nu­je­my swo­ją pra­cę, sła­biej kon­tro­lu­je­my swo­je emo­cje — zda­rza­ją się wybu­chy iry­ta­cji i zło­ści i brak sza­cun­ku rów­nież w sto­sun­ku do oso­by, któ­rą się opie­ku­je­my. W tej fazie czę­sto źle się czu­je­my fizycz­nie, czę­ściej cho­ru­je­my, narze­ka­my na zdro­wie. Nasi bli­scy zauwa­ża­ją, że coś nie­do­bre­go dzie­je się z nami. W tej fazie wyma­ga­my dłuż­sze­go odpo­czyn­ku 2–3 tygo­dnie, naj­le­piej poza miej­scem zamiesz­ka­nia, w aktyw­no­ści poza­za­wo­do­wej (pasja, aktyw­ność fizycz­na). Ale naj­czę­ściej nie może­my sobie na to pozwo­lić. Waż­na była­by nara­da z resz­tą rodzi­ny: kto i jak maże nas odcią­żyć- bo naj­czę­ściej powin­no­ści nie są rów­no rozłożone.

Faza trze­cia to cza­sa­mi wystą­pie­nie poważ­nych cho­rób, kło­po­ty z kon­cen­tra­cją uwa­gi, pamię­cią, wnio­sko­wa­niem, pla­no­wa­niem. Nastrój znacz­nie obni­żo­ny, chwiej­ny, apa­tia, nie widzi­my per­spek­tyw wyle­cze­nia, sku­tecz­nej pomo­cy. Mamy poczu­cie poraż­ki życio­wej, nie­przy­dat­no­ści, chwie­je się poczu­cie sen­su życia. Poczu­cie alie­na­cji i wyob­co­wa­nia. W tej fazie zruj­no­wa­nie są rela­cje mał­żeń­skie, rela­cje z dzieć­mi, z przyjaciółmi.

Tu koniecz­na jest pomoc pro­fe­sjo­na­li­sty i to nie jed­ne­go. Tera­pia, któ­ra pomo­że przyj­rzeć się jak zre­du­ko­wać skut­ki dłu­go­trwa­łej opie­ki nad bli­ską oso­ba dłu­go­trwa­le a czę­sto ter­mi­nal­nie chorą.

W następ­nym arty­ku­le opi­szę co powo­du­je, że nie­któ­rym szyb­ciej a innym wol­niej „przy­da­rza” się ten zespół. Oraz – to waż­ne – jak roz­po­zna­wać sygna­ły ostrze­gaw­cze i jak się przed nimi bronić.

Ali­cja Siko­ra, psy­cho­log, listo­pad, Gorzów Wlkp.