Wyklu­cze­ni czy nadużywani

Jerzy Ogo­now­ski

Kie­dy mówi­my o wyklu­cze­niu cyfro­wym, mamy na myśli naj­czę­ściej zja­wi­sko pole­ga­ją­ce na tym, że oto skut­kiem szyb­kie­go roz­wo­ju infor­ma­ty­ki powsta­je gru­pa ludzi, dla któ­rych kom­pu­ter, posłu­gi­wa­nie się nim, korzy­sta­nie z infor­ma­cji tam zawar­tej jest nie­do­stęp­ne. Doty­czy to przede wszyst­kim ludzi star­szych lub – ewen­tu­al­nie –zamiesz­ka­łych na tere­nach zapóź­nio­nych w roz­wo­ju, a więc małych mia­ste­czek bez prze­my­słu, miejsc pra­cy, ośrod­ków kul­tu­ry, gdzie nie ma pocz­ty elek­tro­nicz­nej, inter­ne­tu itp.

Ostat­nio poja­wi­ło się poję­cie doty­czą­ce nie­peł­no­spraw­nych i brzmią­ce: „wyklu­cze­ni z kul­tu­ry”. I dopó­ki w ramach prze­ciw­dzia­ła­nia temu zja­wi­sku orga­ni­zo­wa­na jest audio­de­skryp­cja przy fil­mach czy w teatrach, obja­śnia­nie dźwię­ko­we w muze­ach i przy dzie­łach takich sztuk jak malar­stwo i rzeź­ba, to bar­dzo dobrze, tyl­ko przy­kla­snąć i roz­wi­jać. Gorzej jed­nak, gdy podej­mo­wa­ne są dzia­ła­nia orga­ni­zo­wa­nia jakichś imprez, bo są na to pie­nią­dze, któ­re to impre­zy mogą róż­nym rze­czom słu­żyć, ale na pew­no nie włą­cze­niu np. nie­wi­do­mych do peł­ne­go życia kulturalnego.

Pod­sta­wo­wym zało­że­niem tego rodza­ju imprez powin­no być, wzo­rem kra­jów zachod­nio­eu­ro­pej­skich, uczest­nic­two w nich nie tyl­ko samych tzw. Wyklu­czo­nych, ale osób z zewnątrz, któ­re są w sta­nie wyod­ręb­nić spo­śród wystę­pu­ją­cych na sce­nie posta­ci nie­peł­no­spraw­nych oso­by wyka­zu­ją­ce talent, a ich nie­peł­no­spraw­ność utrud­nia im wej­ście na „rynek kul­tu­ry” i powin­ni wobec tego uzy­skać jakąś real­ną pomoc i uła­twie­nia, nie na zawsze, ale na dobry począ­tek, roz­pęd, ujaw­nie­nie i upo­wszech­nie­nie tego talen­tu. Jeże­li żad­na oso­ba z zewnątrz nie uczest­ni­czy w impre­zie, to impre­za jest chy­bio­na, pie­niądz wyrzu­co­ny w bło­to. Sama impre­za może co naj­wy­żej oddzia­ły­wać psy­cho­te­ra­peu­tycz­nie, bo ktoś, kto ma poczu­cie wyklu­cze­nia z kul­tu­ry, wystą­pi przed publicz­no­ścią, ale na tym się spra­wa koń­czy, ewen­tu­al­nie może nastą­pić za jakiś czas powtór­ka, jeże­li ten sam orga­ni­za­tor albo inny ponow­nie zdo­bę­dzie jed­no­ra­zo­wo środ­ki. Co wię­cej, nie tyl­ko nie ma na takich impre­zach osób, któ­re mogły­by zasto­so­wać coś w rodza­ju impre­sa­ria­tu nad szcze­gól­nie uzdol­nio­nym nie­peł­no­spraw­nym, to jesz­cze oso­by pre­zen­to­wa­ne są przez orga­ni­za­to­ra zesta­wia­ne na chy­bił tra­fił, bez jakiej­kol­wiek selek­cji, toteż obok mło­dych war­tych zain­te­re­so­wa­nia wystę­pu­ją oso­by nie wyka­zu­ją­ce żad­nych rze­czy­wi­stych arty­stycz­nych pre­dys­po­zy­cji, któ­re już od lat tu i tam się poja­wia­ły i nie wyka­za­ły nicze­go inte­re­su­ją­ce­go. Oczy­wi­ście nic nie stoi na prze­szko­dzie, żeby mogły sobie pośpie­wać czy pograć na jakimś instru­men­cie, nie moż­na jed­nak trak­to­wać ich na rów­ni z tymi, któ­rzy – być może – są wyklu­cze­ni z czyn­ne­go uczest­nic­twa w kul­tu­rze tyl­ko dla­te­go, że potrzeb­na im jest jakaś ini­cju­ją­ca pomoc kom­pen­su­ją­ca ich nie­peł­no­spraw­ność. Wia­do­mo prze­cież, że arty­ści, to są oso­by wyjąt­ko­we i jeże­li zosta­ną oto­czo­ne tłu­mem prze­cięt­no­ści czy po pro­stu oso­ba­mi, któ­re chcą sobie pośpie­wać, to zgi­ną w tym tłu­mie i zosta­ną prze­ga­pio­ne, nawet jeże­li w impre­zie będzie uczest­ni­czył jakiś kom­pe­tent­ny obser­wa­tor. I dalej, obser­wa­to­rzy musie­li­by być dobra­ni przez orga­ni­za­to­rów ze zna­jo­mo­ścią przed­mio­tu. Pamię­tam z roku 1990 kon­kurs cho­pi­now­ski, kie­dy to róż­ne gry­zi­piór­ki wypo­wia­da­ły kąśli­we uwa­gi pod adre­sem fran­cu­skie­go nie­wi­do­me­go uczest­ni­ka tego kon­kur­su. Uczest­nik brał udział już nawet w trze­cim eta­pie, co było prze­cież nie­ma­łym osią­gnię­ciem. Ale owi mądra­le gaze­to­wi suge­ro­wa­li, że powi­nien on wystą­pić w jakimś odręb­nym dla nie­wi­do­mych kon­kur­sie, nie wia­do­mo, co nimi kie­ro­wa­ło, naj­praw­do­po­dob­niej faszy­stow­skie odchy­le­nia ide­olo­gicz­ne albo ich wła­sne — psy­chicz­ne. Jeże­li­by zatem ktoś taki uczest­ni­czył w tego rodza­ju impre­zie, to po pro­stu naro­bił­by dużo złego.

Isto­tą prze­ciw­dzia­ła­nia wyklu­cze­niu z cze­go­kol­wiek jest włą­cze­nie go do tej dzia­łal­no­ści, z któ­rej jest wyklu­czo­ny. Wyod­ręb­nie­nie jakiejś impre­zy kul­tu­ral­nej wyłącz­nie dla nie­peł­no­spraw­nych w ogó­le, czy to dla samych nie­wi­do­mych, czy też osób na wóz­kach i nazy­wa­nie tego prze­ciw­dzia­ła­niem wyklu­cze­niu jest pomył­ką. Nie jest bowiem żad­nym włą­cze­niem, lecz umac­nia­niem i usank­cjo­no­wa­niem wyklu­cze­nia. War­to też zasta­no­wić się nad tym, czy owo wyklu­cze­nie z kul­tu­ry fak­tycz­nie ist­nie­je. Bo gdy­by było, to nigdy nie mie­li­by­śmy ani zna­ne­go nie­wi­do­me­go pia­ni­sty Edwi­na Kowa­li­ka, ani Andrea Bocel­le­go, ani wie­lu, wie­lu innych. Jeże­li jakiś nie­peł­no­spraw­ny śpie­wa i gra na czymś tak sobie, ale nie wystę­pu­je na sce­nie, to nie ozna­cza auto­ma­tycz­nie, że jest wyklu­czo­ny, lecz tyl­ko tyle, że jest prze­cięt­ny. Przy­pi­sy­wa­nie mu jakie­goś wyklu­cze­nia, dys­kry­mi­na­cji czy cze­goś takie­go jest pomy­le­niem pojęć. I prze­ciw­nie, jeże­li oso­ba wyka­zu­ją­ca nie­zwy­kły talent, umie­jęt­no­ści, róż­ne uzdol­nie­nia arty­stycz­ne, nie może wyjść na zewnątrz ze wzglę­du na swą nie­peł­no­spraw­ność, to dopie­ro wte­dy może­my mówić o dys­kry­mi­na­cji i wyklu­cze­niu, a zatem trze­ba w takim wypad­ku zasto­so­wać środ­ki zarad­cze, dzia­ła­nia wspo­ma­ga­ją­ce i prze­ciw­dzia­ła­ją­ce nega­tyw­nej selek­cji. War­to nad tym pomy­śleć, kie­dy wyda­je­my pie­nią­dze skąd­kol­wiek pozy­ska­ne, żeby na coś się one przy­da­ły napraw­dę, żeby sta­no­wi­ły bodziec dla roz­wo­ju i rze­czy­wi­ste­go prze­ciw­dzia­ła­nia wyklu­cze­niu, a nie były tyl­ko jed­no­ra­zo­wą roz­ryw­ką prze­zna­czo­ną dla zamknię­te­go śro­do­wi­ska nie­peł­no­spraw­nych, któ­re jest jed­no­cze­śnie nadaw­cą i odbior­cą bez żad­nej moż­li­wo­ści prze­ła­ma­nia tak powsta­łej izo­la­cji społecznej.