PRAK­TYCZ­NA NAUKA EMPATII

Wyda­wa­ło mi się, że jestem świa­do­mą oso­bą, potra­fią­cą się wczuć w sytu­ację innych ludzi. Ludzi zma­ga­ją­cych się co dzień z nie­peł­no­spraw­no­ścią wła­sną, ludzi zma­ga­ją­cych się cią­gle z nie­peł­no­spraw­no­ścią innych. Stu­dia psy­cho­lo­gicz­ne, zaję­cia z psy­cho­lo­gii róż­nic indy­wi­du­al­nych, nie­peł­no­spraw­no­ści, spo­tka­nia na wykła­dach z nie­wi­do­my­mi, nie­do­sły­szą­cy­mi, arty­ku­ły, książ­ki. To wszyst­ko dawa­ło mi poczu­cie, że wiem, jakie ci ludzie mają pro­ble­my, z czym się bory­ka­ją, jakie prze­szko­dy muszą poko­ny­wać… Oka­za­ło się, że nie wie­dzia­łam nic – wystar­czył jeden wyjazd do Kazi­mie­rza, spa­cer z Mar­ci­nem (poru­sza­ją­cym się na wóz­ku) z ryn­ku na pro­me­na­dę nad Wisłą, aby wypły­nąć w krót­ki rejs stat­kiem i… nagle dostrze­głam, że prze­cież nie ma pod­jaz­du dla wóz­ków z pro­me­na­dy na sta­tek, są tyl­ko scho­dy, stro­me scho­dy, BAR­DZO stro­me scho­dy. Idąc sama nawet nie zwró­ci­ła­bym na to uwa­gi. Prze­cież dla mnie to są TYL­KO scho­dy, jakie poko­nu­ję codzien­nie bez pro­ble­mu. Dla Mar­ci­na to były AŻ scho­dy. Czy ludzie, któ­rzy nie mogą samo­dziel­nie zejść z pro­me­na­dy o wła­snych nogach, nie mają pra­wa popły­nąć w rejs? Mówię do męża – „Kocha­nie, pomóż im znieść ten wózek”. Widzę jed­nak, że ta spra­wa jest już zała­twio­na, a Mar­cin jest w poło­wie dro­gi nie­sio­ny przez tatę i Dar­ka. Potem wej­ście na sta­tek i kolej­ne prze­szko­dy nie­moż­li­we do poko­na­nia bez pomo­cy. Wzbu­rzy­ło mnie to. Wzbu­rzył fakt ist­nie­nia nie tyl­ko tych archi­tek­to­nicz­nych prze­szkód, tak­że to, że do tej pory byłam na to śle­pa i teraz dopie­ro odkry­łam ten problem.

A potem radość na twa­rzy Mar­ci­na, gdy sie­dział na dzio­bie stat­ku i wiatr tar­gał mu wło­sy. Zda­łam sobie spra­wę, że w cią­gu kil­ku godzin nauczy­łam się wię­cej, niż na nie­jed­nym wykładzie.

 

Anka