ROŚLI­NA

Baron Urlich von Saint Paul, wła­ści­ciel Pała­cu Dębo­we­go w Karp­ni­kach, oprócz roz­licz­nych talen­tów dyplo­ma­tycz­nych i woj­sko­wych, zafa­scy­no­wa­ny był świa­tem roślin, któ­re­go pozna­wa­niu poświę­cił wie­le lat swo­je­go życia. Baron w bio­gra­fię wpi­sa­ne miał licz­ne podró­że – zwie­dził nie tyl­ko Euro­pę, ale tak­że spo­rą część Azji, Ame­ry­kę Połu­dnio­wą i Pół­noc­ną, a tak­że wie­le wysp roz­sia­nych na morzach i oce­anach całe­go świa­ta. Z każ­dej wypra­wy Urlich von Saint Paul przy­wo­ził kolej­ne bota­nicz­ne tro­fea. Od kie­dy w roku 1875 baron wybu­do­wał w Karp­ni­kach nie­wiel­ki pałac myśliw­ski, jego marze­niem sta­ło się oto­cze­nie tej budow­li pokaź­nym par­kiem, w któ­rym oprócz typo­wych dla pod­nó­ża Kar­ko­no­szy drzew i krze­wów sadzo­no rów­nież mniej lub bar­dziej egzo­tycz­ne rośli­ny spro­wa­dza­ne ze wszyst­kich bodaj zakąt­ków świata.

      Bota­nicz­nym pasjom baro­na sekun­do­wał wier­nie od wcze­snych lat jego syn Wal­ter, któ­ry osią­gnąw­szy wiek męski został, dzię­ki dwor­skim konek­sjom ojca oraz wła­snym zdol­no­ściom, mia­no­wa­ny guber­na­to­rem Nie­miec­kiej Afry­ki Wschod­niej. Mło­dy Saint Paul bar­dzo czę­sto przy­sy­łał ojcu nasio­na roślin, któ­re wzbo­ga­ca­ły ogród i park ota­cza­ją­ce karp­nic­ki pała­cyk. Jed­na z prze­sy­łek Wal­te­ra zawie­ra­ła nasio­na naj­cie­kaw­szych i naj­rza­dziej spo­ty­ka­nych roślin zebra­nych na sto­kach góry Usam­bo­ro. Praw­do­po­dob­nie to wła­śnie wte­dy obok nie­zna­ne­go dotych­czas gatun­ku fioł­ka nazwa­ne­go imie­niem sta­re­go baro­na przy­wie­zio­ne zosta­ły rów­nież nasio­na innej tajem­ni­czej rośli­ny, o któ­rej Wal­ter von Saint Paul pisał, że przez tubyl­czą lud­ność Afry­ki nazy­wa­na jest „kwia­tem poże­ra­ją­cym duszę”.

      Przez dwa kolej­ne lata w pała­cu baro­na w Karp­ni­kach nie dzia­ło się nic god­ne­go uwa­gi; w par­ku ota­cza­ją­cym rezy­den­cję dosa­dza­no kolej­ne odmia­ny roślin, w sta­wach spe­cjal­nie wyko­pa­nych nie­opo­dal pała­cu pysz­ni­ły się bar­wa­mi egzo­tycz­ne kwia­ty, a w skal­nych ogro­dach sta­no­wią­cych jed­ną z naj­więk­szych ozdób par­ku zoba­czyć moż­na było rośli­ny tak rzad­kie, że ich nazwy znał chy­ba jedy­nie sam baron Urlich.
      Pierw­szy wypa­dek wyglą­dał tak natu­ral­nie, że nie zwró­cił niczy­jej uwa­gi – póź­ną wio­sną, z nie­wia­do­mych przy­czyn popeł­nił samo­bój­stwo pała­co­wy ogrod­nik, któ­re­go cia­ło zna­le­zio­no wiszą­ce na gałę­zi jed­ne­go z par­ko­wych drzew. Wszyst­ko wska­zu­je na to, że dla Urli­cha , ta nie­spo­dzie­wa­na i nie­zro­zu­mia­ła śmierć sta­no­wi­ła nie­ma­łą oso­bi­stą stra­tę i wstrząs ponie­waż ogrod­nik nale­żał do naj­bar­dziej zaufa­nych ludzi baro­na, któ­rym powie­rza­na była opie­ka nad naj­cen­niej­szy­mi oka­za­mi roślin.
      Następ­ne wyda­rze­nie zwró­ci­ło już powszech­ną uwa­gę; dwaj pomoc­ni­cy zmar­łe­go nie­daw­no ogrod­ni­ka pokłó­ci­li się w cza­sie sobot­niej pija­ty­ki w oko­licz­nej karcz­mie. Kon­flikt zakoń­czył się tra­gicz­nie – star­szy z męż­czyzn został w cza­sie bój­ki pchnię­ty nożem i w kil­ka­na­ście minut póź­niej zmarł. Świad­ko­wie zaj­ścia pod­kre­śla­li dziw­ne zacho­wa­nie zabój­cy, któ­ry zamiast ucie­kać sie­dział przy cie­le zamor­do­wa­ne­go kole­gi wyjąc gło­śno aż do chwi­li, gdy został poj­ma­ny, wią­za­ny i odwie­zio­ny do aresz­tu w Jele­niej Górze, gdzie przez kil­ka następ­nych dni zacho­wy­wał się w dal­szym cią­gu nie­nor­mal­nie, aż do gwał­tow­nej i nie­wy­tłu­ma­czal­nej śmier­ci w wię­zien­nej celi.

      W mająt­ku Urli­cha von Saint Pau­la nie był to jed­nak koniec nie­szczę­śli­wych wyda­rzeń; kil­ka dni póź­niej ulu­bio­ne psy baro­na, zna­ne dotych­czas z nad­zwy­czaj­nej łagod­no­ści w napa­dzie sza­łu pogry­zły spa­ce­ru­ją­ce po par­ku dzie­ci i ich opie­kun­kę, któ­rej deter­mi­na­cji i odwa­dze zawdzię­czać jedy­nie moż­na, że atak roz­wście­czo­nych zwie­rząt nie zakoń­czył się tra­gicz­nie.
      Zasta­na­wia­ją­ce w tym okre­sie sta­ło się zacho­wa­nie baro­na Urli­cha, któ­ry z nie­wy­ja­śnio­nych przy­czyn wraz z gru­pą pała­co­wej służ­by prze­szu­ki­wał par­ko­we zagaj­ni­ki, wyko­pu­jąc z korze­nia­mi rosną­ce tam, sobie tyl­ko zna­ne rośli­ny i paląc je w spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych ogni­skach. W cza­sie tych dra­stycz­nych „zabie­gów pie­lę­gna­cyj­nych” zarów­no baron jak jego pomoc­ni­cy zakry­wa­li twa­rze namo­czo­ny­mi w wodzie chu­s­ta­mi.
      W Karp­ni­kach coraz gło­śniej mówio­no, że wśród egzo­tycz­nych nasion spro­wa­dzo­nych przez baro­na zna­la­zły się i takie, któ­re były odpo­wie­dzial­ne za ostat­nie wyda­rze­nia. Prze­pysz­ny ogród i park omi­ja­ne były z dale­ka nie tyl­ko przez miesz­kań­ców wsi, ale rów­nież przez domow­ni­ków i gości pobli­skie­go pała­cu ksią­żę­ce­go, któ­rzy dotych­czas z dużym zain­te­re­so­wa­niem oglą­da­li bota­nicz­ne oka­zy Saint Pau­la.
      Bar­dzo zna­mien­na była reak­cja syna baro­na, Wal­te­ra któ­ry usły­szaw­szy o wyda­rze­niach, jakie mia­ły miej­sce w Karp­ni­kach powie­dział enig­ma­tycz­nie, że „dia­beł z Usam­bo­ro zado­mo­wił się tak­że w Górach Olbrzy­mich…” Przy­po­mnieć chy­ba nale­ży, że w ten spo­sób daw­ni miesz­kań­cy Kotli­ny Jele­nio­gór­skiej nazy­wa­li Karkonosze.

      Pomi­mo upły­wu cza­su i bra­ku kolej­nych wypad­ków byli tacy, któ­rzy twier­dzi­li, że sza­tań­ska rośli­na nie zosta­ła wytrze­bio­na cał­ko­wi­cie i że w głę­bi par­ku ota­cza­ją­ce­go pałac pozo­sta­ły poje­dyn­cze egzem­pla­rze „kwia­tów poże­ra­ją­cych dusze”.

 

TADE­USZ SIWEK;