MAT­KA BOSKA Z ZAM­KU GRYF

Na jed­nej ze ścian ruin zam­ku Gryf wzno­szą­ce­go się nad Pro­szów­ką, nie­wiel­ką wsią poło­żo­ną nie­da­le­ko Gry­fo­wa Ślą­skie­go, poja­wi­ła się Mat­ka Boska. Była dru­ga poło­wa lat 60-tych XX-tego wie­ku, schy­łek epo­ki „gomół­kow­skiej”, czas nie­zbyt sprzy­ja­ją­cy cudow­nym obja­wie­niom i świę­tym wize­run­kom poja­wia­ją­cym się nie tyl­ko w kościo­łach, ale nawet na ścia­nach zabyt­ko­wych budowli.

      W murach zam­ku Gryf nie­sa­mo­wi­te histo­rie zda­rza­ły się dotych­czas dość czę­sto; w cza­sach bar­dzo odle­głych mia­ły tutaj swo­je gniaz­da dra­pież­ne gry­fy, od koń­ca XIV wie­ku w oko­li­cy stra­szył bez­gło­wy upiór rau­brit­te­ra Wol­fa von Romp­ke zde­ka­pi­to­wa­ne­go z roz­ka­zu Bene­sza Chu­śni­ka. W cza­sach Schaf­fgot­schów, któ­rzy gospo­da­rzy­li w Pro­szów­ce od pierw­szych lat wie­ku XV, bie­ga­ły po zam­ku magicz­ne myszy, a w zam­ko­wych kom­na­tach moż­na było dość czę­sto doświad­czyć obec­no­ści Bia­łych i Czar­nych Dam, co jak się wyda­je sta­no­wi­ło natu­ral­ną atrak­cję więk­szo­ści śre­dnio­wiecz­nych budow­li. Mat­ka Boska jed­nak poja­wi­ła się w Pro­szów­ce po raz pierw­szy i to w cza­sach, kie­dy cudów i obja­wień nie spo­dzie­wa­no się zupełnie…

      Ówcze­sne socja­li­stycz­ne wła­dze zare­ago­wa­ły bar­dzo szyb­ko – wize­ru­nek Mat­ki Boskiej poja­wia­ją­cy się na widocz­nej z dale­ka ścia­nie zam­ku sta­ra­no wytłu­ma­czyć kwit­ną­cym aku­rat rzad­kim gatun­kiem mchu, albo złu­dze­niem optycz­nym pole­ga­ją­cym na odpo­wied­nim oświe­tle­niu ruin pro­mie­nia­mi słonecznymi.

      Z dużym dystan­sem do „cudu w Pro­szów­ce” pode­szły rów­nież wła­dze kościel­ne; z legnic­kiej kurii bisku­piej przy­je­cha­li księ­ża, któ­rzy zwie­dzi­li zamek i sfo­to­gra­fo­wa­li ścia­nę z wize­run­kiem Nie­po­ka­la­nej. Nie­dłu­go po tej wizy­cie do ruin dotarł rów­nież gry­fow­ski pro­boszcz, któ­ry w towa­rzy­stwie mini­stran­tów ruiny poświę­cił wstrzy­mu­jąc się przy tym od jakie­go­kol­wiek komentarza.

      Nad podziw spraw­nie dzia­ła­ła nato­miast kra­jo­wa „pocz­ta pan­to­flo­wa” — do Pro­szów­ki zaczę­li napły­wać coraz licz­niej piel­grzy­mi; Bez prze­sa­dy moż­na powie­dzieć, że na krót­ko Pro­szów­ka sta­ła się jed­nym z cen­trów tury­sty­ki reli­gij­nej w Polsce.

      Nie­ma­ły udział w napły­wie pąt­ni­ków do ruin zam­ku Gryf mia­ły wyda­rze­nia, któ­re w świa­do­mo­ści piel­grzy­mów powią­za­ne były bez­po­śred­nio z wize­run­kiem Mat­ki Boskiej jaki zago­ścił we wspo­mnia­nych ruinach. Cho­dzi­ło o cudow­ne uzdro­wie­nia ludzi, któ­rzy do Pro­szów­ki przy­by­wa­li na kulach i wóz­kach inwa­lidz­kich, a po uda­niu się na zam­ko­wą górę wra­ca­li do domów o wła­snych siłach, sta­jąc się apo­sto­ła­mi dobrej nowi­ny i mocy jakie zago­ści­ły w nie­wiel­kiej dol­no­ślą­skiej wsi.

      Wszyst­kie te wyda­rze­nia spo­wo­do­wa­ły, że do ruin zam­ku Gryf, w nadziei na cudow­ne wyle­cze­nie zaczę­li ścią­gać wszy­scy, któ­rym ofi­cjal­na medy­cy­na nie potra­fi­ła pomóc. Trud­no dzi­siaj powie­dzieć czy kolej­ne uzdro­wie­nia mia­ły miej­sce na zam­ko­wej górze. Czas był bowiem trud­ny i nie­spo­koj­ny – w pol­skich uczel­niach burzy­li się stu­den­ci, na murach pol­skich miast uka­zy­wa­ły się nie tyle świę­te wize­run­ki, ile anty­ko­mu­ni­stycz­ne napi­sy… Na Pomo­rzu, a tak­że w innych regio­nach kra­ju roz­po­czy­na­ły się pierw­sze strajki…

      Wize­ru­nek Mat­ki Boskiej wid­nie­ją­cy na ścia­nie zam­ko­wych ruin w Pro­szów­ce, jak­by w prze­czu­ciu zbli­ża­ją­cych się naro­do­wych dra­ma­tów i tra­ge­dii, zaczął tra­cić swo­ją wyra­zi­stość, aż w koń­cu któ­rejś jesien­nej nocy roz­pły­nął się zupeł­nie i zniknął…

Opra­co­wa­ła: MJ