Gdzie przez kosówkę kręta ścieżka
Grzbietami wiedzie Gór Olbrzymich,
O skraj przepaści się ociera…
Gdzie wulkan Śnieżki kiedyś dymił,
Tam w ciemnej grocie od lat mieszka;
Diabeł złośliwy i przechera…
W śnieżnych zadymkach płyną lata
I – echo z echem w skałach gada,
Prawda się z baśnią w jedno splata
Gdzie wiatr w przepaście kotłów spada
Karkonosze, czyli Góry Olbrzymie były od zamierzchłych czasów scenerią, w której wyobraźnia człowieka umiejscawiała wiele niezwykłych wydarzeń i istot wywodzących swój rodowód z baśni i legend wkomponowanych w skaliste zwietrzałe ściany przepaści i labirynty ścieżek ginących w kosodrzewinie. Bohaterowie tych opowiadań rodzą się z ludzkich strachów jako demony potężne i przerażające, najczęściej zagrażające wędrowcom zagubionym wśród mgieł na stromych górskich szlakach.
Nawet dobrze znany i obecnie raczej dobrotliwy Duch Gór, gdy przywędrował przed wiekami od naszych południowych sąsiadów obdarzony został postacią czarnego olbrzymiego kozła lub jelenia dzierżącego w łapie wielki sękaty kostur wydarty z jakiegoś górskiego wiatrołomu. Pierwotnie postać władcy Karkonoszy niewiele różniła się od innych górskich diabłów licznie zaludniających południowe stoki Gór Olbrzymich.
Miejscem szczególnie upodobanych przez górskie widziadła i upiory były zawsze Śnieżne Kotły stanowiące dla manifestacji tych istot tło idealne. Skalne szczeliny i półki, rozrzucone lawinami kamienne rumowiska oraz ciemne otchłanie polodowcowych stawów zamieszkiwały zawsze stworzenia fantastyczne i niezwykle groźne.
Na spękanych ścianach Wielkiego Kotła widziano niejednokrotnie czarnego, kudłatego stwora wspinającego się z nadludzką wprawa i szybkością, pojawiającego się niespodziewanie i znikającego w skalistych szczelinach. Wędrowcy, pasterze i poszukiwacze minerałów opowiadali często o niesamowitym, przerażającym włochatym diable napotykanym na ścieżkach w pobliżu Wielkiego lub Czarnego Kotła.
Martin Hoffman, lekarz z Nowego Kościoła niedaleko Świerzawy, odbywający wycieczkę po górach w pierwszych latach XX-tego wieku opowiada o spotkaniu z dziwną istotą, która nagle wśród mgły i deszczu pojawiła się przed nim na górskiej ścieżce; stwór był niepodobny do żadnego ze znanych zwierząt – miał około metra wzrostu, pokryty był ciemną skołtunioną sierścią, która na głowie przechodziła w długie, proste włosy… Poruszał się bardzo szybko na dwóch nogach, podpierając się niekiedy długimi rękoma zakończonymi szponiastymi, potężnymi dłońmi. Stworzenie z odległości około 3 – 4 metrów przyglądało się długą chwilę Martinowi po czym błyskawicznie zniknęło w stromym żlebie wiodącym na dno jednego z Kotłów…
Czarny Diabeł z Gór Olbrzymich od najdawniejszych czasów pojawia się w opowiadaniach pasterzy wypasających swoje stada na zboczach Karkonoszy. W tych historiach stwór ukazywany jest najczęściej jako złośliwy i bezczelny złodziej i należy uznać za bardzo prawdopodobne, że kiedy w XVI wieku przywędrował od naszych południowych sąsiadów Karkonosz pierwsze portrety Ducha Gór oparte zostały na pasterskim wizerunku Czarnego Diabła.
Jedną z osobliwości Czarnego Kotła jest tak zwany Wędrujący Kamień – o tym, że ważąca ponad tonę trzymetrowa skała skała przemieszcza się wiedziano od dawna, ale dokładne obserwacje rozpoczęto dopiero w ostatnich latach XVIII wieku mierząc przemieszczanie się bloku skalnego; z opisu Hausleutnera z Jeleniej Góry wynika, że w okresie 14 lat do roku 1810 przesunął się on o 30 metrów.
Zdaniem badaczy ruch wędrującego kamienia można przypisać zsuwom zachodzącym współcześnie na zboczach o odpowiednim nachyleniu. Biorą w tym zjawisku udział procesy wietrzenia skał, a także woda z opadów atmosferycznych, która gromadząc się i zamarzając w szczelinach rozsadza skały, a odmarzając ułatwia przesuwanie się rozkruszonego materiału skalnego.
W starych legendach Gór Olbrzymich Wędrujący Kamień pełni rolę szczególną; podobno kiedy skała opuści dno Czarnego Kotła nastąpi koniec świata… Z pobieżnych nawet obliczeń wynika jednak, że na ewentualne sprawdzenie tej prognozy przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Za siwą górą, srebrną rzeką
Nie blisko, chociaż niedaleko,
Gdzie się do nieba ścieżka lepi
Śpią stare baśnie Liczyrzepy
Snu ich pilnują gnomy stare,
Zaplatające brody szare
W warkocze grube niby liny…
Koboldy psotne i gobliny
Z piskiem ganiają cienie w żlebach,
Gwiazdy jak deszcz padają z nieba
I – rozpływają w białych górach,
Gdzie wszystkie baśnie śpią Rzepióra…
TADEUSZ SIWEK;