Ostatnio dużo mówi się o seniorach; rok seniorów, projekty skierowane do osób starszych często nazywane ładnie „dla osób 60+”. Są uniwersytety trzeciego wieku oraz miejsca przyjazne seniorom itp. Jakoś częściej myślimy wówczas o naszych rodzicach, seniorach rodów, o naszych sędziwych sąsiadach. Częściej zastanawiamy się nad naszą starością , o tym , że nieuchronnie przyjdzie i chociaż to niełatwe trzeba będzie ją zaakceptować.
W tym roku w wakacje byłam w Ciechocinku. W sanatorium, w którym przebywaliśmy, większość kuracjuszy stanowili ludzie w podeszłym wieku poruszający się o laskach, kulach, przy balkonikach, na wózkach prowadzonych przez osoby towarzyszące. Byli to zarazem przesympatyczni ludzie z niezwykłym poczuciem humoru a przy tym bardzo towarzyscy, mający czas i chętnie nawiązujący rozmowy. Na basen chodziła ze mną pani Krysia (80+) , która idąc o kuli za swoim mężem Tadeuszem (85+) chodzącym o dwóch kulach, (jak mówi o „laseczkach”) na jego ponaglanie odpowiadała ”już biegnę za tobą, już biegnę…”
Jola przyjechała ze swoim młodszym bratem, który nie dość, że stracił słuch, to później zachorował na chorobę Heinego-Medina. Obydwoje 70+ a codziennie przemierzali na rowerze kilkadziesiąt kilometrów.
Małżeństwo, Jadzia i Jurek przyjechali z Łodzi. Mówili o sobie „trzydziestolatkowie…do setki.” Codziennie pędzili po uliczkach Ciechocinka na wózku elektrycznym Jurka, przy czym Jadzia siedziała na kolanach męża. Chce się zaśpiewać za Kabaretem Starszych Panów: „Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj”.
Zuzanna