NIC NIE POTRAFIĘ…

W wie­ku pra­wie pięć­dzie­się­ciu lat, naj­le­piej umiem sprzą­tać i goto­wać, bo pra­nie na jakimś eta­pie moje­go życia wzię­ła na sie­bie pral­ka auto­ma­tycz­na. Przed dwo­ma laty po cięż­kiej i dłu­giej cho­ro­bie zmarł mój mąż. Kosz­ty wal­ki z cho­ro­bą wyze­ro­wa­ły nasze kon­to ban­ko­we, a ren­ta, któ­rą dosta­łam po mężu nie wystar­cza nawet na bar­dzo skrom­ne życie. Od dwóch lat zatem bez­sku­tecz­nie poszu­ku­ję pra­cy. Przy tej oka­zji musia­łam zadać sobie pyta­nie o to, co napraw­dę potra­fię robić?

Skoń­czy­łam liceum ogól­no­kształ­cą­ce i nie­dłu­go po matu­rze wyszłam za mąż. Razem z mężem pro­wa­dzi­li­śmy wspól­nie nie­wiel­ką fir­mę han­dlo­wą — koko­sów z tego nie było, ale jakoś dało się żyć, a nawet coś odło­żyć na “czar­ną godzi­nę”. O moich pla­nach zwią­za­nych ze stu­dia­mi szyb­ko zapo­mnia­łam, bo jakoś nie było na to cza­su. Kon­tak­ty zawo­do­we wymu­si­ły na mnie ukoń­cze­nie kur­su języ­ka angiel­skie­go na pozio­mie pod­sta­wo­wym, a obsłu­gi kom­pu­te­ra nauczy­łam się od męża. Szyb­ko oka­za­ło się, że ta wie­dza jest bar­dzo nie­peł­na , bo wystar­czy tyl­ko na pisa­nie pism i poru­sza­nie się po inter­ne­cie — pro­gra­my takie jak Exscel czy Power Point znam tyl­ko z opo­wia­dań. Pra­wo jaz­dy mam co praw­da od 1990 roku, ale od kil­ku lat nie jeż­dżę ze wzglę­du na spo­ry uby­tek wzro­ku (jaskra).

Nasze mał­żeń­stwo było bez­dziet­ne — roz­ma­wiać z dzieć­mi nie umiem, bawić się z nimi nie wiem w co. Może dla­te­go, że nie prze­pa­da­ją za mną, bo czu­ją, że ja za nimi też nie. Gotu­ję — podob­no smacz­nie, ale na tym koniec… Naj­le­piej umiem sprzą­tać, jestem dokład­na i szyb­ka, ale na sprzą­tacz­kę jak się oka­za­ło jestem już za sta­ra.… Zresz­tą do takiej pra­cy potrze­ba refe­ren­cji, gru­py inwa­lidz­kiej bądź orze­cze­nia o nie­peł­no­spraw­no­ści. Tego też nie mam. Tro­chę wstyd przy­znać, ale nic nie umiem i chy­ba do nicze­go się już nie nadaję.

Boże­na