WYBÓR SZKO­ŁY CZY TO SZKO­ŁA MA WYBÓR?

Autor: Roz­ma­wia: Ada Prochyra

W związ­ku z gwał­tow­ny­mi reak­cja­mi doty­czą­cy­mi porad­ni­ka zaty­tu­ło­wa­ne­go „Wybór szko­ły”, a kon­kret­nie frag­men­tu, gdzie za rzecz­ni­kiem pra­so­wym Kura­to­rium Oświa­ty w War­sza­wie poda­je­my infor­ma­cję doty­czą­cą moż­li­wo­ści nie­przy­ję­cia dziec­ka z nie­peł­no­spraw­no­ścią do szko­ły powszech­nej, roz­ma­wia­my z dr. Paw­łem Kubic­kim ze Sto­wa­rzy­sze­nia Nie-Grzecz­ne Dzieci.

Ada Pro­chy­ra: Rzecz­nik pra­so­wy Kura­to­rium Oświa­ty w War­sza­wie w piśmie do redak­cji pod­kre­ślił, że to „dyrek­tor decy­du­je w spra­wie przy­ję­cia dziec­ka nie­peł­no­spraw­ne­go do szko­ły ogól­no­do­stęp­nej”. Pro­szę o komen­tarz do tego stanowiska.

Dr Paweł Kubic­ki*: Na wstę­pie chciał­bym wyja­śnić, że rzecz­nik pra­so­wy kura­to­rium napi­sał coś, co jest zgod­ne z prak­ty­ką oświa­to­wą. Tak w rze­czy­wi­sto­ści jest, że bar­dzo wie­lu rodzi­ców dzie­ci z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi jest odsy­ła­nych ze szkół ogól­no­do­stęp­nych. Argu­men­tem poda­wa­nym przez wła­dze szko­ły jest nie­moż­ność zapew­nie­nia wła­ści­wej opie­ki i dosto­so­wa­nia pla­ców­ki do potrzeb ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią. To zazwy­czaj nie jest na papie­rze, to jest po pro­stu suge­stia mniej lub bar­dziej sil­na, znie­chę­ca­nie rodzi­ców, mówie­nie, że szko­ła nie ma warun­ków i spe­cja­li­stów. Ewen­tu­al­nie twier­dze­nia tego typu, że „przyj­mie­my, jak się pani uprze, ale i tak nie jeste­śmy w sta­nie zapew­nić żad­ne­go wspar­cia. Jeże­li pani chce cokol­wiek uzy­skać, to niech pani pój­dzie do szko­ły X”. Pani, bo naj­czę­ściej repre­zen­tan­tem ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią jest mat­ka. Jed­nak ta prak­ty­ka oświa­to­wa stoi w kom­plet­nej sprzecz­no­ści z pol­skim pra­wem, któ­re wyraź­nie mówi o pra­wie wybo­ru przez rodzi­ca pla­ców­ki oświa­to­wej i koniecz­no­ści dosto­so­wa­nia tej­że pla­ców­ki do potrzeb dziec­ka – a nie odwrot­nie – a tak­że o koniecz­no­ści przy­ję­cia dziec­ka z rejo­nu. Nie ma tutaj żade­go wyjąt­ku i dziec­ko zgło­szo­ne przez rodzi­ca musi być przy­ję­te „z urzędu”.

AP: Musi, ale nie jest…

PK: Ale w sen­sie praw­nym powin­no. Jestem w sta­nie zro­zu­mieć róż­ne zacho­wa­nia dyrek­to­rów tych szkół, któ­rzy nigdy nie przyj­mo­wa­li dzie­ci z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi do swo­jej pla­ców­ki. Jed­nak naj­bar­dziej obu­rza mnie to, że rzecz­nik Kura­to­rium Oświa­ty w War­sza­wie swo­ją wypo­wie­dzią takie nie­zgod­ne z pra­wem dzia­ła­nia legi­ty­mi­zu­je. Kurio­zal­na jest wypo­wiedź, że o przy­ję­ciu ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią decy­du­je dyrek­tor bądź sta­tut szko­ły, bo to jest jaw­na dys­kry­mi­na­cja takich uczniów. Takiej dys­kry­mi­na­cji zabra­nia nie­daw­no przy­ję­ta przez Pol­skę Kon­wen­cja ONZ o pra­wach osób nie­peł­no­spraw­nych, zarów­no w ramach prze­pi­sów ogól­nych (art. 3), anty­dy­skry­mi­na­cyj­nych (art. 5), jak i tych doty­czą­cych wprost edu­ka­cji (art. 24). Rów­ność w dostę­pie do edu­ka­cji gwa­ran­tu­je tak­że Kon­sty­tu­cja RP, a dokład­niej art. 70, oraz Usta­wa o sys­te­mie oświa­ty, któ­ra w swo­im pierw­szym arty­ku­le mówi o moż­li­wo­ści pobie­ra­nia nauki we wszyst­kich typach szkół przez dzie­ci i mło­dzież z nie­peł­no­spraw­no­ścią. Podob­nie roz­po­rzą­dze­nie regu­lu­ją­ce zasa­dy przyj­mo­wa­nia uczniów do szkół publicz­nych wska­zu­je, że do kla­sy pierw­szej szko­ły pod­sta­wo­wej ogól­no­do­stęp­nej pro­wa­dzo­nej przez gmi­nę lub innej nale­żą­cej do sie­ci szkół pod­sta­wo­wych usta­la­nej przez gmi­nę przyj­mu­je się z urzę­du dzie­ci zamiesz­ka­łe w obwo­dzie danej szko­ły podstawowej.

Nie może ist­nieć doku­ment niż­sze­go rzę­du, czy­li np. sta­tut szko­ły mówią­cy o tym, że przyj­mu­je się tyl­ko dzie­ci zdro­we. Dyrek­tor szko­ły może co naj­wy­żej suge­ro­wać, że gdzie indziej ucznio­wie z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi mają dobre wspar­cie. Może prze­dys­ku­to­wać z rodzi­cem, jakie warun­ki muszą być speł­nio­ne. Nato­miast obo­wią­zu­ją­ce prze­pi­sy nie mówią: „przyj­mij dziec­ko, jeśli masz odpo­wied­nie warun­ki”, tyl­ko mówią: „przyj­mij dziec­ko i stwórz warun­ki, dosto­suj pro­ces edu­ka­cji do potrzeb tego dziec­ka”. Punk­tem wyj­ścia są potrze­by dziec­ka, a obo­wiąz­kiem szko­ły jest dosto­so­wa­nie się do tych potrzeb i zni­we­lo­wa­nie barier. To jest praw­ny punkt wyj­ścia, a prak­ty­ka jest cały czas odległa.

AP : Dla­cze­go tak jest?

PK : Jest kil­ka przy­czyn. Przede wszyst­kim pla­ców­ka, w któ­rej poja­wia się pierw­sze dziec­ko z nie­peł­no­spraw­no­ścią, czę­sto jest kom­plet­nie zagu­bio­na. Tych prze­pi­sów tam nie zna­ją, bo nigdy nie mie­li potrze­by się ich nauczyć. Wie­dzą z daw­nych cza­sów, że wszyst­kie dzie­ci z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi uczy­ły się w pla­ców­kach spe­cjal­nych i że od kil­ku­na­stu lat miej­sce takich dzie­ci jest tak­że w pla­ców­kach inte­gra­cyj­nych. Pamię­taj­my, że nie tak daw­no temu dzie­ci z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi prak­tycz­nie nie uczy­ły się w ramach tzw. edu­ka­cji włą­cza­ją­cej w pla­ców­kach ogól­no­do­step­nych. To wytwo­rzy­ło mecha­nizm odsy­ła­nia tych dzie­ci dalej, do pla­có­wek, któ­re mają spe­cja­li­stów i są już dosto­so­wa­ne. Po dru­gie, tak­że ci dyrek­to­rzy, któ­rzy są obe­zna­ni w prze­pi­sach, rów­nież nie palą się do przyj­mo­wa­nia uczniów z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, ale z tro­chę innych powo­dów. Wie­dzą, że z chwi­lą przy­ję­cia dziec­ka spad­ną na nich obo­wiąz­ki zwią­za­ne np. ze stwo­rze­niem indy­wi­du­al­ne­go pla­nu edu­ka­cyj­no-tera­peu­tycz­ne­go, zapew­nie­niem wspar­cia zgod­ne­go z zale­ce­nia­mi zawar­ty­mi w orze­cze­niu o potrze­bie kształ­ce­nia spe­cjal­ne­go, dosto­so­wa­niem pro­ce­su naucza­nia – a to wszyst­ko kosz­tu­je. Jed­no­cze­śnie mają świa­do­mość, że wpi­sa­nie dodat­ko­wych godzin do arku­sza orga­ni­za­cyj­ne­go i uzy­ska­nie zgo­dy orga­nu pro­wa­dzą­ce­go, czy­li gmi­ny, na zatrud­nie­nie nauczy­cie­la wspo­ma­ga­ją­ce­go czy na dodat­ko­we godzi­ny zajęć z logo­pe­dą bądź peda­go­giem może być bar­dzo trud­ne. Stąd z cza­sów, kie­dy w ramach pro­jek­tu „Wszyst­ko jasne” peł­ni­łem funk­cję spo­łecz­ne­go rzecz­ni­ka uczniów nie­peł­no­spraw­nych, pamię­tam wie­le spraw, kie­dy dyrek­tor­ka pla­ców­ki nie­ofi­cjal­nie sły­sza­ła, że musi sobie z dodat­ko­wy­mi obo­wiąz­ka­mi pora­dzić w ramach tego same­go budże­tu i arku­sza orga­ni­za­cyj­ne­go placówki.

AP: Prze­cież jest algo­rytm wyli­cza­nia sub­wen­cji oświa­to­wej, któ­ra idzie za kon­kret­nym uczniem.

PK: Ale dodat­ko­wa waga sub­wen­cyj­na, bo to o niej mówi­my, któ­ra jest nali­cza­na na każ­de dziec­ko z nie­peł­no­spraw­no­ścią zgło­szo­ne do sys­te­mu infor­ma­cji oświa­to­wej, tra­fia do orga­nu pro­wa­dzą­ce­go, czy­li w przy­pad­ku szkół pod­sta­wo­wych – do gmi­ny. Sta­no­wi ele­ment całej sub­wen­cji oświa­to­wej i rów­nież jako całość jest wyda­wa­na na zada­nia oświa­to­we samo­rzą­du, ale już nie­ko­niecz­nie na potrze­by tego kon­kret­ne­go Jasia z kla­sy 1b, któ­ry cho­dzi do pla­ców­ki ogólnodostępnej.

W rze­czy­wi­sto­ści jest tak, że dyrek­tor wie, że może mieć pro­ble­my z uzy­ska­niem dodat­ko­wych środ­ków od orga­nu pro­wa­dzą­ce­go, któ­ry – co war­to dodać – decy­du­je o jego zatrud­nie­niu. Nauczy­cie­le nie umie­ją pra­co­wać z uczniem z nie­peł­no­spraw­no­ścią i też nie wie­dzą, czy nie zosta­ną sami z „pro­ble­mem”. War­to też dodać, że rodzi­ce uczniów zdro­wych rów­nież nie palą się z akcep­ta­cją takie­go ucznia, zwłasz­cza jeśli uczeń ten „zabie­ra” czas prze­zna­czo­ny dla pozo­sta­łych uczniów.

W związ­ku z tym. wstęp­ny bilans dla szko­ły jest taki, że przyj­mu­jąc ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią, szko­ła dosta­je nowe obo­wiąz­ki, a przy tym czę­sto nie wie do koń­ca jakie, bo nigdy takie­go ucznia nie mia­ła. Nie jest prze­ko­na­na, że dosta­nie odpo­wied­nie wspar­cie od samo­rzą­du, porad­ni psy­cho­lo­gicz­no-peda­go­gicz­nej i kura­to­rium. Podej­mu­je zatem racjo­nal­ną, z jej per­spek­ty­wy, decy­zję i sta­ra się takie­go ucznia nie przy­jąć i ode­słać do innej pla­ców­ki. Na doda­tek czę­sto leży to tak­że w inte­re­sie lokal­ne­go samo­rzą­du, któ­ry na przy­kład – to też przy­pad­ki z dzia­łal­no­ści rzecz­ni­czej – nie­daw­no odno­wił i wypo­sa­żył szko­łę inte­gra­cyj­ną, któ­ra nie wypeł­ni­ła limi­tu pię­ciu uczniów z orze­cze­niem na kla­sę bądź wie o wol­nych miej­scach w pro­wa­dzo­nej przez powiat pla­ców­ce spe­cjal­nej, gdzie i tak pono­si się peł­ne kosz­ty zatrud­nie­nia obsa­dy nauczy­ciel­skiej. I wszy­scy są zado­wo­le­ni. Rodzic ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią, bo jest prze­ko­na­ny, że nie ma pra­wa doma­gać się wspar­cia w pla­ców­ce ogól­no­do­stęp­nej i ma szko­łę inte­gra­cyj­ną lub spe­cjal­ną, któ­ra na nie­go cze­ka. Wydział oświa­ty, bo nie musi prze­ka­zy­wać dodat­ko­wych środ­ków pla­ców­ce ogól­no­do­stęp­nej na jej dosto­so­wa­nie. W koń­cu pla­ców­ka ogól­no­do­stęp­na, bo roz­wią­za­ła kło­pot, co zro­bić z nie­ty­po­wym uczniem.

A to, co jest naj­bar­dziej dener­wu­ją­ce, to to, że kura­tor oświa­ty tę, nie bój­my się tego sło­wa, idio­tycz­ną poli­ty­kę swo­ją wypo­wie­dzią legi­ty­mi­zu­je i mamy tutaj kla­sycz­ne sprzę­że­nie zwrot­ne. Pla­ców­ka ogól­no­do­stęp­na nie ma uczniów z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, bo nie jest dosto­so­wa­na, i nie jest dosto­so­wa­na, bo nie ma uczniów z niepełnosprawnościami.

Oczy­wi­ście, są wyjąt­ki, w któ­rych rze­czy­wi­ście trud­no mówić o sen­sow­nym dosto­so­wa­niu. Jeże­li np. mamy sta­rą szko­łę z XIX wie­ku, któ­ra i tak za dwa lata zosta­nie zamknię­ta i sprze­da­na, to dosto­so­wa­nie jej do potrzeb przy­kła­do­we­go ucznia z nie­peł­no­spraw­no­ścią rucho­wą nie jest racjo­nal­ne. Jed­nak tego typu przy­pad­ków w prak­ty­ce jest nie­wie­le. W Kon­wen­cji mamy nawet poję­cie racjo­nal­ne­go uspraw­nie­nia (art. 2), któ­re tutaj moż­na zasto­so­wać. Ozna­cza ono koniecz­ne i odpo­wied­nie zmia­ny i dosto­so­wa­nia, nie nakła­da­ją­ce nie­pro­por­cjo­nal­ne­go lub nad­mier­ne­go obcią­że­nia, jeśli jest to potrzeb­ne w kon­kret­nym przy­pad­ku, w celu zapew­nie­nia oso­bom nie­peł­no­spraw­nym moż­li­wo­ści korzy­sta­nia z wszel­kich praw czło­wie­ka i pod­sta­wo­wych wol­no­ści oraz ich wyko­ny­wa­nia na zasa­dzie rów­no­ści z inny­mi osobami.

Jed­nak wszę­dzie tam, gdzie szko­łę moż­na dosto­so­wać, np. kupić pro­sty pod­jazd, zor­ga­ni­zo­wać lek­cje na par­te­rze, zatrud­nić nauczy­cie­la wspo­ma­ga­ją­ce­go, zaku­pić odpo­wied­nie pod­ręcz­ni­ki i pomo­ce nauko­we, prze­szko­lić nauczy­cie­li, trze­ba to zro­bić. Nie moż­na stwier­dzić, że szko­ła nie jest dosto­so­wa­na tu i teraz. Wszyst­kie szko­ły ogól­no­do­stęp­ne, któ­re nie mia­ły dotąd do czy­nie­nia z ucznia­mi z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, są w jakimś obsza­rze nie­do­sto­so­wa­ne do ich potrzeb. Dla­te­go jeże­li ist­nie­je moż­li­wość dosto­so­wa­nia, a ist­nie­je w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści przy­pad­ków, to jest to tyl­ko kwe­stia wdro­że­nia pew­nych dzia­łań, nie­ko­niecz­nie dużych pie­nię­dzy, a dyrek­tor musi takie dziec­ko przyjąć.

AP: W takim razie gdzie tkwi błąd w tym mecha­ni­zmie, wedle któ­re­go cały wysi­łek spa­da na bar­ki dyrektora?

PK: Samo­rząd jest nagra­dza­ny za zgło­sze­nie do sys­te­mu dziec­ka z orze­cze­niem o spe­cjal­nych potrze­bach edu­ka­cyj­nych z tytu­łu nie­peł­no­spraw­no­ści, bo za nim idą dodat­ko­we środ­ki wyni­ka­ją­ce z nali­cza­nia wag sub­wen­cyj­nych. I tyl­ko za to, bo nie ma żad­ne­go moni­to­rin­gu wydat­ko­wa­nia tych dodat­ko­wych środ­ków, choć­by dla­te­go, że są sub­wen­cją i zgod­nie z usta­wą o finan­sach publicz­nych, o ich osta­tecz­nym prze­zna­cze­niu decy­du­je wyłącz­nie samo­rząd. Jakie­kol­wiek udzie­lo­ne wspar­cie z per­spek­ty­wy gmin­ne­go skarb­ni­ka, któ­ry musi „dopiąć” budżet, jest wydat­kiem, niczym wię­cej. Nie ma żad­nej nagro­dy za to, że się temu dziec­ku sen­sow­nie pomo­że i zapew­ni odpo­wied­nie wspar­cie. Oczy­wi­ście, te korzy­ści są, i to duże, ale odło­żo­ne w cza­sie, a przez to czę­sto pomi­ja­ne w bie­żą­cej kalkulacji.

To tak, jak z kon­trak­to­wa­niem przez NFZ noc­nej pomo­cy medycz­nej, gdzie pła­ci się tyl­ko za goto­wość świad­cze­nia usług, ale każ­da udzie­lo­na pomoc zmniej­sza zyski fir­my, któ­ra pod­pi­sa­ła umo­wę. Spo­łe­czeń­stwu jako cało­ści oraz pań­stwu zale­ży na zdro­wiu oby­wa­te­li, ale krót­ko­ter­mi­no­wy zysk każe udzie­lać mini­mal­ne­go dopusz­czal­ne­go pra­wem wspar­cia, a nie naj­bar­dziej efek­tyw­ne­go i potrzebnego.

Podob­nie ze szko­łą, prze­pi­sy oświa­to­we nakła­da­ją na pla­ców­kę i jej dyrek­to­ra sze­reg obo­wiąz­ków, ale nie mówią o pie­nią­dzach, bo nad­zór peda­go­gicz­ny jest oddzie­lo­ny od nad­zo­ru orga­ni­za­cyj­no-finan­so­we­go i ma inne cele oraz wskaź­ni­ki. Nigdzie w ramach sys­te­mu nie mie­rzy się i nie uwzględ­nia satys­fak­cji dziec­ka z edu­ka­cji ani efek­tów udzie­la­ne­go wspar­cia w posta­ci roz­wo­ju. Jedy­nym kry­te­rium jest speł­nia­nie wymo­gów for­mal­nych. W związ­ku z tym sys­tem się for­ma­li­zu­je. Szko­ły ruty­no­wo uwzględ­nia­ją w arku­szu orga­ni­za­cyj­nym mini­mal­ną „wymu­szo­ną” praw­nie licz­bę dwóch godzin rewa­li­da­cji na każ­de­go ucznia z orzeczeniem.

Jeśli dziec­ko potrze­bu­je więk­sze­go wspar­cia, może być postrze­ga­ne przez szko­łę jako „pro­blem”, któ­re­go łatwiej się pozbyć, niż go roz­wią­zać. Stąd moje obu­rze­nie na sło­wa rzecz­ni­ka kura­to­rium, któ­ry uła­twia tę prak­ty­kę, a tym samym utrud­nia reali­za­cję edu­ka­cji włą­cza­ją­cej. Sta­no­wi­sko kura­to­rium stoi w sprzecz­no­ści z cela­mi poli­ty­ki oświa­to­wej i spo­łecz­nej pań­stwa, mimo iż kura­to­rium jest jed­nost­ką orga­ni­za­cyj­ną admi­ni­stra­cji rzą­do­wej. Stąd gwał­tow­ny pro­test nasze­go śro­do­wi­ska wobec tej wypowiedzi.

* dr Paweł Kubic­ki, Sto­wa­rzy­sze­nie Nie-Grzecz­ne Dzie­ci – czło­nek komi­sji eks­perc­kiej ds. osób z nie­peł­no­spraw­no­ścią przy Rzecz­ni­ku Praw Obywatelskich