Hrabia Carl Heirich von Rothkirch bał się drzew. Zwieszające się na ziemią, poruszane wiatrem gałęzie wzbudzały w arystokracie paniczny lęk od dnia, gdy jako chłopiec jechał wraz ze swoimi rodzicami w odwiedziny do krewnych.. Kiedy powóz przejeżdżał amfiladą starych drzew, nagle zerwał się silny, porywisty wiatr, a w chwilę później rozpętała się burza. Wicher z ogromna mocą pochylił i złamał jedno z drzew, które z hukiem spadło na jadący powóz. Stangret zginął na miejscu, podobnie hrabina, która własnym ciałem osłoniła kilkuletniego syna. Dzięki temu chłopiec przeżył, ale lęk przed wiatrem i drzewami pozostał w nim na zawsze.
W roku 1817 hrabia stał się nowym właścicielem pałacu w Wojanowie. Rezydencja otoczona była przepięknym parkiem krajobrazowym, którego jedną z granic stanowiła rzeka Bóbr, z porastającymi jej brzegi licznymi drzewami. Od pałacu w kierunku rzeki wiodły, wśród kwiecistych krzewów i zagajników otaczających romantyczne altany, wysypane żwirem ścieżki zachęcające do spacerów i rozmyślań. Hrabia w chwili zakupu nowej posiadłości był człowiekiem dość młodym – miał niewiele ponad trzydzieści lat. Jego wiek mocno jednak kontrastował z zachowaniem – zamiast cieszyć się pięknem pałacu i spacerami po otaczającym go parku Rothkirch zamykał się w swojej sypialni, gdzie nawet w najpiękniejszą pogodę kazał zamykać szczelnie okna i zaciągać zasłony tak, by do pomieszczenia nie przedostawał się nawet najmniejszy promień słońca…
Najwyraźniej hrabiego nie cieszyło piękno luksusowej rezydencji, ani uroki przyrody otaczającej pałac, ani śpiew ptaków ukrytych w gałęziach parkowych drzew, ani nawet malowniczy nurt rzeki płynącej krętym korytem nieopodal pałacu…
Bywało, że hrabia przez wiele dni nie opuszczał sypialni, gdzie podawano mu posiłki. Dla pałacowej służby już wkrótce stało się oczywiste, że nowy pan boi się czegoś lub kogoś, i że ten lęk ma coś wspólnego z parkowymi drzewami, otaczającymi pałac. Kiedy na rozkaz Rothkircha wzmocniono i tak solidne ogrodzenie rezydencji, plotki o dziwnym zachowaniu hrabiego przybrały na sile.
W Wojanowie i okolicach zaczęły krążyć pogłoski o cyrografie spisanym z diabłem, któremu za ukryte w Górach Sokolich skarby raubritterów młody arystokrata zaprzedał dusze, a także o przepowiedni przestrzegającej Rothkircha przed śmiertelnym niebezpieczeństwem czyhającym na niego wśród starych drzew.
Tego stanu rzeczy nie zmienił nawet ożenek hrabiego z piękna i majętną Ernestyną von Kockwitz, którą młody małżonek odwiedzał w jej pokojach raczej rzadko. W czasie tych wizyt lęk Rothkircha stawał się jeszcze bardziej wyczuwalny – hrabia ze strachem spoglądał na widoczne z okien pałacu, rozłożyste konary drzew.
Szczególną grozę budziła w Rothkirchu zwłaszcza grupa jedenastu drzew znajdujących się na samym brzegu Bobru. Nadrzeczny zagajnik w istocie wyglądał dość dziwnie; wszystkie drzewa wyrastały jakby z jednego pnia, a ich zwieszone nad wodą gałęzie chwiały się nawet przy całkowicie bezwietrznej pogodzie.
Pomimo upływu czasu zachowanie Rothkircha nie zmieniało się, a ciężkie westchnienia i płacz dobiegające często spoza zamkniętych drzwi sypialni sprawiały, że pałacowa służba zaczęła podejrzewać swojego pana o obłęd.
Hrabia Carl Heinrich von Rothkirch zmarł w wieku 45 lat. Okoliczności jego śmierci stanowiły sensację nie tylko w najbliższej okolicy Wojanowa; pewnego ranka hrabiego znaleziono martwego w pałacowym parku – jego ciało leżało w pobliżu grupy jedenastu drzew rosnących nad rzeką. Na twarzy Rothkircha zastygł wyraz śmiertelnego przerażenia. Wezwany lekarz stwierdził atak serca.
TADEUSZ SIWEK;