Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Die­ta w onkologii

Odpo­wied­nia die­ta w onko­lo­gii – waż­niej­sza niż się wydaje

      Pod­czas wal­ki z cho­ro­bą nowo­two­ro­wą oso­ba cho­ra, spo­ty­ka się z wie­lo­ma leka­rza­mi, pod­da­je się róż­nym zabie­gom. Wizy­ta u leka­rza onko­lo­ga, radio­te­ra­pia, che­mio­te­ra­pia są oczy­wi­ste. Tym­cza­sem, oprócz tego, cho­ry powi­nien dodat­ko­wo sko­rzy­stać z pora­dy leka­rza zaj­mu­ją­ce­go się żywie­niem lub doświad­czo­ne­go w onko­lo­gii die­te­ty­ka, któ­ry dobie­rze odpo­wied­ni jadło­spis na czas lecze­nia i po nim.

      Dla Pro­gra­mu „Jestem przy Tobie” kil­ku rad udzie­la dok­tor Alek­san­dra Kapa­ła ze Szpi­tal­ne­go Zespo­łu Żywie­nio­we­go w Cen­trum Onko­lo­gii — Insty­tu­cie w War­sza­wie, aby odpo­wie­dzieć na pyta­nia, dla­cze­go die­ta jest tak waż­na i co ona daje choremu.

Pani Dok­tor, czy pra­wi­dło­we odży­wia­nie w trak­cie cho­ro­by onko­lo­gicz­nej jest ważne?

AK: Jest bar­dzo waż­ne! Cho­ro­ba nowo­two­ro­wa to ogrom­ny ener­ge­tycz­ny koszt. Pacjent, nie dość, że zacho­ro­wał, musi być leczo­ny w okre­ślo­ny spo­sób, któ­ry jak wia­do­mo nie jest obo­jęt­ny dla orga­ni­zmu, to jesz­cze się boi i wszyst­ko bar­dzo prze­ży­wa. Trze­ba mu więc dostar­czyć takich sub­stan­cji i war­to­ści odżyw­czych, i w takiej ilo­ści, żeby mu pomóc, a nie zaszko­dzić. Przede wszyst­kim trze­ba dostar­czyć nie­zbęd­nych kalo­rii potrzeb­nych do życia, do funk­cjo­no­wa­nia mózgu, ser­ca. Poza tym, trze­ba odży­wić stra­te­gicz­ne narzą­dy z punk­tu widze­nia cho­ro­by – szyb­ko­ści goje­nia się ran poope­ra­cyj­nych, zdro­wie­nia po che­mio­te­ra­pii i radio­te­ra­pii (rege­ne­ra­cja ślu­zów­ki, czy szpi­ku), pre­wen­cji nie­wy­dol­no­ści nerek, wątro­by. To wszyst­ko moż­na zro­bić odpo­wied­nio manew­ru­jąc skład­ni­ka­mi odżyw­czy­mi w die­cie. Trze­ba dostar­czać tzw. dobrych, war­to­ścio­wych kalo­rii we wła­ści­wych ilościach.

Jakie korzy­ści wyni­ka­ją z odpo­wied­nio dobra­nej diety?

AK: To przede wszyst­kim utrzy­ma­nie ogól­nej spraw­no­ści i zapo­bie­ga­nie nie­do­ży­wie­niu. Poza tym, pre­wen­cja róż­nych uciąż­li­wych obja­wów, typu wzdę­cia, nud­no­ści, pobo­le­wa­nia w jamie brzusz­nej. Szyb­sze goje­nie się ran, popra­wa odpor­no­ści i dzię­ki temu krót­szy pobyt w szpi­ta­lu, co dla pacjen­ta jest prze­cież bar­dzo waż­ne. Dodat­ko­wo to korzyść dla szpi­ta­la, bo prze­cież pacjent, któ­ry roz­wi­ja powi­kła­nia będą­ce wyni­kiem nie­do­ży­wie­nia, takie jak np. złe goje­nie się ran poope­ra­cyj­nych czy infek­cje, ma wydłu­żo­ną hospi­ta­li­za­cję, a to prze­cież kosztuje.

Kie­dy pacjent powi­nien się zgło­sić do dietetyka?

AK: Naj­le­piej, gdy­by pacjent był przy­go­to­wy­wa­ny do lecze­nia onko­lo­gicz­ne­go jesz­cze przed jego roz­po­czę­ciem. Nawet dwa tygo­dnie przed roz­po­czę­ciem che­mio­te­ra­pii moż­na dużo zro­bić. Moż­na wte­dy przy­go­to­wać orga­nizm, dostar­czyć wła­ści­wych skład­ni­ków: biał­ka, wita­min, mikro­ele­men­tów, któ­re z pew­no­ścią zosta­ną zuży­te w trak­cie lecze­nia. Przy­go­to­wać cho­re­go do lecze­nia, żeby je prze­trwał w jak naj­lep­szym sta­nie. By z powo­du nie­do­ży­wie­nia i jego powi­kłań nie było koniecz­no­ści prze­rwa­nia czy odra­cza­nia lecze­nia onkologicznego.

A jak powin­no wyglą­dać żywie­nie w trak­cie chemioterapii?

AK: Żywie­nie w ogniu lecze­nia jest sza­le­nie waż­ne. Mamy całe spek­trum diet: od nor­mal­nych lek­ko­straw­nych jadło­spi­sów, przez die­ty pół­płyn­ne, płyn­ne czy wresz­cie wspo­ma­ga­nie jadło­spi­su doust­ny­mi die­ta­mi medycz­ny­mi. Obo­wią­zu­je jed­na zasa­da: orga­nizm musi otrzy­mać odpo­wied­nią dla kon­kret­ne­go cho­re­go ilość i jakość kalo­rii. Czę­sto w trak­cie che­mio­te­ra­pii pacjent nie jest w sta­nie jeść, ze wzglę­du na nud­no­ści, wymio­ty, zapa­le­nie ślu­zó­wek. Ale nie może­my dopro­wa­dzić do sytu­acji, że pacjent nic nie je, bo może to dopro­wa­dzić do tzw. meta­bo­li­zmu kata­stro­ficz­ne­go. Wte­dy orga­nizm zaczy­na zja­dać wła­sne biał­ko, żeby mózg czy ser­ce mogły pozy­skać glu­ko­zę, bo to są orga­ny, któ­re bez niej nie funk­cjo­nu­ją. A to ozna­cza uby­tek naj­pierw pokła­dów tkan­ki tłusz­czo­wej, a potem mię­śni. Więc trze­ba zro­bić wszyst­ko, żeby do takie­go momen­tu nie dopuścić.

Czy die­ta przed i w trak­cie lecze­nia onko­lo­gicz­ne­go, powin­na się jakoś róż­nić od tej po chemioterapii?

AK: Wszyst­ko zale­ży od typu che­mio­te­ra­pii i od rodza­ju lecze­nia. Są sche­ma­ty mniej i bar­dziej tok­sycz­ne. Są takie tera­pie, po któ­rych pacjent po dwóch godzi­nach idzie do pra­cy, i bar­dzo tok­sycz­ne, któ­re wyma­ga­ją nawet żywie­nia poza­je­li­to­we­go. Dobie­ra­jąc die­tę musi­my wziąć pod uwa­gę: jaki to pacjent, na jakim eta­pie cho­ro­by, jaki jest jej sto­pień zaawan­so­wa­nia, jaki jest rodzaj lecze­nia i jaki etap lecze­nia. Trze­ba się zorien­to­wać, co pacjent w danej chwi­li przyj­mu­je – ilość i jakość kalo­rii – i co mu może­my zapro­po­no­wać. Bo czę­sto z powo­du dole­gli­wo­ści pod­czas radio­te­ra­pii i che­mio­te­ra­pii, bar­dzo zawę­ża się moż­li­wość przyj­mo­wa­nia posił­ków. Pacjent już nie jest w sta­nie zjeść dwu­da­nio­we­go obia­du, z powo­du bólu, nud­no­ści, jadło­wstrę­tu, czy po pro­stu zała­ma­nia psychicznego.

Czy die­ta powin­na być dosto­so­wa­na do rodza­ju nowotworu?

AK: Tak i nie. Die­tę trze­ba dosto­so­wać do sta­nu odży­wie­nia cho­re­go, kli­ni­ki nowo­two­ru i obja­wów ze stro­ny prze­wo­du pokar­mo­we­go, z któ­ry­mi mamy do czy­nie­nia. Inne obja­wy mają kobie­ty z rakiem pier­si, a zupeł­nie inne pacjen­ci z rakiem żołąd­ka, czy jeli­ta gru­be­go – gdzie doust­ne odży­wia­nie może być nie lada pro­ble­mem. Die­ta musi być też dosto­so­wa­na do zakre­su lecze­nia. Nie­któ­re sytu­acje wyma­ga­ją bar­dzo spe­cja­li­stycz­ne­go pro­wa­dze­nia żywie­nio­we­go. Poza tym po zakoń­cze­niu lecze­nia onko­lo­gicz­ne­go postę­po­wa­nie z cho­rym też będzie róż­ne: bar­dzo spe­cja­li­stycz­nej die­ty wyma­ga pacjent z ile­osto­mią, a pacjent­ki z nadwagą/otyłością z rakiem pier­si, czy trzo­nu maci­cy, wyma­ga­ją diet redukcyjnych.

A dla­cze­go lecze­nie oty­ło­ści jest tak ważne?

AK: M.in. dla­te­go, że część nowo­two­rów jest estro­ge­no­za­leż­na. U kobiet to jest np. rak pier­si i trzo­nu maci­cy, czy jaj­ni­ka. Tkan­ka tłusz­czo­wa pro­du­ku­je wła­sne estro­ge­ny, a wia­do­mo, że hor­mo­ny te sty­mu­lu­ją wzrost komó­rek rako­wych, któ­re mają recep­to­ry dla estro­ge­nów. Dla­te­go zawar­tość tkan­ki tłusz­czo­wej u kobie­ty, któ­ra prze­cho­ro­wa­ła np. raka pier­si powin­na być na dol­nej gra­ni­cy nor­my. Lecze­nie oty­ło­ści to w tym wypad­ku pre­wen­cja wzno­wy cho­ro­by nowo­two­ro­wej! Zwią­zek z oty­ło­ścią wyka­zu­je tak­że rak jeli­ta gru­be­go, wątro­by, trzust­ki, pro­sta­ty czy ner­ki. Oczy­wi­ście nie odchu­dza­my niko­go w trak­cie che­mio­te­ra­pii, ale po jej zakoń­cze­niu i pew­nym odpo­czyn­ku, nad­wa­gę trze­ba redukować.

Czy dobór die­ty powi­nien być indy­wi­du­al­ny, czy wystar­czy żywić się tak, jak inna oso­ba z takim samym rozpoznaniem?

AK: W die­te­ty­ce wszyst­ko jest bar­dzo indy­wi­du­al­ne. Nowo­cze­sna die­te­ty­ka to mate­ma­ty­ka.
Musi być opar­ta o pomia­ry, wyli­cze­nia i wła­ści­wy spo­sób pro­wa­dze­nia cho­re­go. Wszyst­ko ma zna­cze­nie: wiek, płeć , w przy­pad­ku kobiet – czy jest w wie­ku pro­kre­acyj­nym i zamie­rza mieć dzie­ci, czy nie, cho­ro­by współ­ist­nie­ją­ce (cukrzy­ca, nie­wy­dol­ność nerek, nie­do­krwi­stość, nie­wy­dol­ność wątro­by), jaki jest rodzaj i sto­pień zaawan­so­wa­nia cho­ro­by, jaki rodzaj i etap lecze­nia. Die­tę trze­ba dosto­so­wać do sta­tu­su eko­no­micz­ne­go pacjen­ta, do tego, czy on będzie w sta­nie sam sobie goto­wać, czy ktoś mu w tym pomo­że. Trze­ba wziąć pod uwa­gę kwe­stie wyzna­nio­we, czy pre­fe­ren­cje żywie­nio­we. Jeże­li ktoś od 25 lat jest wege­ta­ria­ni­nem, to nie ma sen­su zmu­szać go, żeby nagle zaczął jeść mię­so. Moż­na w życiu nie jeść mię­sa, ale nie moż­na nie jeść biał­ka. Trze­ba go tyl­ko czymś zastą­pić i to nale­ży uwzględ­nić w die­cie. Poza tym inna będzie die­ta dla pacjen­ta, któ­ry po zakoń­czo­nej tera­pii jest wyle­czo­ny, a inna dla pacjen­ta palia­tyw­ne­go, u któ­re­go może­my jedy­nie wydłu­żyć jego życie i popra­wić jego jakość. I tu wła­ści­we pro­wa­dze­nie żywie­nio­we, jest fun­da­men­tal­ne i musi być odpo­wied­nio dobrane.

Czy są jakieś bada­nia potwier­dza­ją­ce wpływ die­ty na zapo­bie­ga­nie nowo­two­rom, czy na prze­bieg leczenia?

AK: Są całe pokła­dy takich badań. Naj­więk­szą insty­tu­cją medy­cy­ny żywie­nio­wej w Euro­pie jest ESPEN (Euro­pe­an Socie­ty for Cli­ni­cal Nutri­tion and Meta­bo­lism), a w Pol­sce POL­SPEN, któ­ra jest ogrom­nym źró­dłem wie­dzy na temat medy­cy­ny żywie­nio­wej i któ­ra prze­pro­wa­dza mnó­stwo badań. Obec­nie toczy się ponad 20.000 badań w róż­nych zakąt­kach świa­ta nad róż­ny­mi inte­rak­cja­mi mię­dzy żyw­no­ścią, a cho­ro­ba­mi onkologicznymi.

Co poka­zu­ją te badania?

AK: Dzię­ki nim wie­my, że żyw­ność wpły­wa na róż­ne eta­py roz­wo­ju nowo­two­ru. Wia­do­mo, że są związ­ki pomię­dzy wpły­wem sub­stan­cji zawar­tych w żyw­no­ści, a np. blo­ko­wa­niem recep­to­rów, któ­rych pobu­dze­nie sprzy­ja roz­wo­jo­wi nowo­two­ru. Wie­my też, że nie­któ­re sub­stan­cje mają dzia­ła­nie anty­an­gio­gen­ne, czy­li takie, któ­re utrud­nia roz­wój naczyń krwio­no­śnych. Guz jak nie jest una­czy­nio­ny, to się nie roz­wi­ja. Są bada­nia, któ­re potwier­dza­ją wpływ sub­stan­cji zawar­tych w żyw­no­ści na tem­po podzia­łu komó­rek nowo­two­ro­wych, na moż­li­wość ich prze­rzu­to­wa­nia. Np. sul­fo­ra­fan zawar­ty w bro­ku­le – wia­do­mo, że wią­że się ze szkie­le­tem komór­ki rako­wej i utrud­nia podział komór­ki. Oczy­wi­ście nie wie­my jesz­cze wszyst­kie­go, cią­gle bada­my tę „mister­ną sieć wpły­wów” mię­dzy żyw­no­ścią a nowo­two­rem, ale na pew­no jest w tym przyszłość.

Jakie błę­dy żywie­nio­we naj­czę­ściej popeł­nia­ją oso­by zma­ga­ją­ce się z nowo­two­rem w trak­cie tera­pii onkologicznej?

AK: Jeden model zacho­wa­nia, według mnie nie­bez­piecz­ny, to tzw. „die­ta mix”. Pacjen­ci jak wyczy­ta­ją w inter­ne­cie, że coś jest zdro­we, to mik­su­ją sobie z tego sami jadło­spi­sy. I wte­dy przez cały dzień nie jedzą nic kon­kret­ne­go, tyl­ko po tro­chu wszyst­kie­go (co opi­sa­no jako anty­no­wo­two­ro­we) i nic się nie trzy­ma norm. Efekt jest taki, że pacjent, któ­ry zma­ga się z ogrom­nym wydat­kiem ener­ge­tycz­nym jakim jest cho­ro­ba, jest po pro­stu nie­do­ży­wio­ny. Dru­gi model – bar­dziej ze stro­ny rodzin, niż pacjen­tów – „jedz, bo jesteś cho­ry”. I zaczy­na się wpy­cha­nie w czło­wie­ka wszyst­kie­go, co przyj­dzie do gło­wy, że jest zdro­we. A w pol­skim rozu­mie­niu, zdrow­sze to bar­dziej tłu­ste. Więc pacjen­ci są żywie­ni sma­żo­nym kotle­tem scha­bo­wym czy fasol­ką po bre­toń­sku z bocz­kiem. Przy­no­si to tyl­ko dodat­ko­we cier­pie­nie, bo wia­do­mo, że prze­wód pokar­mo­wy jest mniej wydol­ny. Jedze­nie pro­duk­tów cięż­ko­straw­nych, może dodat­ko­wo spro­wo­ko­wać ból, wzdę­cia, nud­no­ści samym swo­im wyglą­dem, zapa­chem, czy sma­kiem. Pro­duk­ty sma­żo­ne nie są pole­ca­na dla niko­go — ani dla oso­by zdro­wej, ani dla tego, kto nie chce zacho­ro­wać na raka, a tym bar­dziej nie dla cho­re­go w trak­cie radio- czy che­mio­te­ra­pii. Zda­rza­ją się też tacy pacjen­ci, któ­rzy robią total­ne prze­su­nię­cia na rzecz pew­nych grup skład­ni­ków odżyw­czych np. eli­mi­nu­ją biał­ko lub cukry, a praw­da jest taka, że prze­sa­da w każ­dą stro­nę odbi­ja się nega­tyw­nie na naszym zdrowiu.

A czy zda­rza się, że pacjen­ci zaczy­na­ją pochła­niać ogrom­ne ilo­ści warzyw i owo­ców, bo to prze­cież wita­mi­ny i na pew­no są zdrowe?

AK: Z tym jest nie­ste­ty pro­blem, bo chęć ze stro­ny cho­re­go jest, ale moż­li­wo­ści mogą być zawę­żo­ne. Może to być spo­wo­do­wa­ne jadło­wstrę­tem, pro­ble­ma­mi z żuciem czy poły­ka­niem. A poza tym soki w suro­wych warzy­wach i owo­cach mogą nie być tole­ro­wa­ne przy zmie­nio­nej zapal­nie ślu­zów­ce po radio- czy chemioterapii.

Czy die­ta w cho­ro­bie nowo­two­ro­wej, nawet naj­le­piej dobra­na, może zastą­pić inne lecze­nie, np. che­mio­te­ra­pię, radioterapię?

AK: W żad­nym wypad­ku! Abso­lut­nie nie! Poku­szę się o nawet takie zda­nie, że kto­kol­wiek kto mówi, że za pomo­cą die­ty wyle­czy z raka, powi­nien być pocią­gnię­ty do odpo­wie­dzial­no­ści. To powin­no być ści­ga­ne i kara­ne. Na pod­sta­wie obec­nej wie­dzy medycz­nej, nie ma takiej die­ty, któ­ra zastą­pi­ła­by che­mio­te­ra­pię, radio­te­ra­pię, ope­ra­cję chi­rur­gicz­ną, czy jakie­kol­wiek inne kon­wen­cjo­nal­ne, kla­sycz­ne meto­dy lecze­nia onko­lo­gicz­ne­go. Nato­miast na pew­no pra­wi­dło­wo zbi­lan­so­wa­ny jadło­spis, jest bar­dzo waż­ną czę­ścią tera­pii wspo­ma­ga­ją­cej onko­lo­gię. Cza­sa­mi wła­ści­we żywie­nie wręcz warun­ku­je moż­li­wość lecze­nia onko­lo­gicz­ne­go. Podob­nie jak tera­pia lecze­nia bólu onko­lo­gicz­ne­go, czy psy­cho­on­ko­lo­gia. Nie ma w świe­tle wie­dzy medycz­nej, takiej die­ty, któ­ra wyle­czy­ła­by z raka. Jest to WYŁĄCZ­NIE tera­pia wspo­ma­ga­ją­ca. Nie­ste­ty w Pol­sce jest to dzie­dzi­na moc­no zanie­dba­na. Mię­dzy inny­mi dla­te­go, że leka­rze nie zaj­mu­ją kon­kret­ne­go sta­no­wi­ska w tej spra­wie jest cała masa „szar­la­ta­ner­skich” prak­tyk, mają­cych na celu wycią­gnię­cie pie­nię­dzy od zazwy­czaj zde­spe­ro­wa­nych ludzi.

Dzię­ku­ję za rozmowę