Mając wszczepioną sztuczną komorę serca typu POLCAS-RELIGA nie można wyjść do domu. Pacjent musi przebywać zawsze w pokoju, gdzie jednostka sterująco-zasilająca podłączona jest do gniazdka z prądem a także do szpitalnej sieci z tlenem. Niby wolny, a taki zniewolony…
Jednostka posiada baterie, które ładują się przez całą dobę aby dać szansę wyjścia z pokoju na 20-minutowy spacer po szpitalnych korytarzach. Kiedy na wyświetlaczu pokazywała się informacja, że bateria jest na wyczerpaniu, musieliśmy pośpiesznie wracać lub ewentualnie szukać gniazdka z prądem i podłączyć maszynę do niego.
Co można zrobić, kiedy za oknem piękna pogoda? Każdy z nas powiedziałby – wyjść na spacer. Ok. Wewnątrz pięknego budynku „B” Śląskiego Centrum Chorób Serca jest patio. Okalają go cztery skrzydła budynku tworząc dziedziniec. Wewnątrz jest pięknie zaaranżowana, posadzona bogata roślinność; drzewka, krzewy, kolorowe kwiaty. Wśród tej zieleni ścieżki, plac a na placu restauracyjne stoliki z parasolami zapraszają aby przysiąść przy filiżance kawy. Ale jak tam wjechać z maszyną, skoro plac wyłożony jest betonową kostką brukową, gdzie kółka jednostki grzęzną w jej spoinach? Przede wszystkim wyjazd z oddziału jest przez drzwi tarasowe, z czym? A jakże! – z progiem…
Prof. Marian Zembala bardzo często, o różnych porach, lubił wizytować oddział. Na Oddziale Ciężkiej Niewydolności Krążeniowo-Oddechowej i Mechanicznego Wspomagania Krążenia nie tylko przebywają pacjenci ze sztuczną komorą serca ale przede wszystkim kwalifikowani do transplantacji serca i już po przeszczepie. Dało się odczuć, że ten oddział to oczko w głowie prof. M. Zembali. Ma on w zwyczaju zaglądać do pacjentów. Przystanie, poda rękę, bywa że obejmie, przytuli. Zawsze pytał się mnie: „Czy wszystko w porządku?”, „Co możemy jeszcze zrobić dla Pana?” I właśnie wtedy „załatwiałem” sprawy istotne dla nas – pacjentów na sztucznych komorach serca oczekujących na przeszczep.
Któregoś razu opowiedziałem Panu Profesorowi jak wszyscy patrzymy przez okna z utęsknieniem. Chcieliśmy tylko na krótką chwilę pobyć pod słonecznym niebem. Wyjaśniłem, dlaczego nie możemy tam wyjść. I tu mnie zaskoczył. Spytał – „ Co Pan proponuje Panie Rafale?” Z wcześniejszych wspólnych rozmów wiedział, że przed chorobą pracowałem w dziale inwestycyjnym. Bez wahania odpowiedziałem mu, że można by na placu patio, choć w jego części zrobić „spacerniak” dla „komorowców”. Wyznaczyć część patio, wyłożyć go gumową matą, zniwelować próg w drzwiach tarasowych. Profesor chwilę pomyślał i z rozbrajającą szczerością powiedział: „to niech Pan się tym zajmie”… Dobre!
A więc do dzieła! Natychmiast otworzyłem laptopa, którego miałem przy łóżku. Najpierw wykonałem rysunek patio z wyznaczonym „spacerniakiem” i z jego wymiarami. Poszukałem w Internecie firm produkujących sztuczne nawierzchnie, skontaktowałem się z ich przedstawicielami i poprosiłem o oferty. Kilku z nich, aby przygotować ofertę, przyjechało na konsultację do szpitala. Zaskoczeni byli, że rozmowy nie prowadzą z działem technicznym szpitala a z… pacjentem. Wynegocjowałem i wybrałem najkorzystniejszą ofertę. Przesłałem ją do działu technicznego szpitala, ustaliliśmy sposób i zakres prac i… mieliśmy swój wymarzony „spacerniak”! Mogliśmy bez przeszkód w dni słoneczne wychodzić choć na kilka chwil poza mury szpitala.
Rafał Jaracz
autor spędził prawie 2 lata podłączony do sztucznej komory
Rafał Jaracz sprawił, że pacjenci mogli chociaż na chwilę wyjść na świeże powietrze.