Ile jest baśni w Górach Olbrzymich,
Legend spisanych w skalnych zagrodach,
Gdzie wulkan Śnieżki niebo odymiał,
Gdy Ziemia była bezludnie młoda?
Ciemne Wielkiego Stawu zwierciadło,
Ciągle te same gwiazdy odbija,
Ile księżyców w toń tę zapadło,
Gdy wiek za wiekiem bezgłośnie mijał?
W Karkonoszach od najdawniejszych czasów krążyły opowieści o skarbach ukrytych w przepastnych górskich skrytkach. Opowiadano sobie w długie jesienne i zimowe wieczory o baśniowych skarbach Ducha Gór zdobiących jego podziemny pałac, który lokalizowano w różnych miejscach – od kopca śnieżki poczynając, przez Sowią Dolinę aż po ciemne i niezbadane wówczas jeszcze głębie Wielkiego i Małego Stawu. Oddzielne miejsce w tych opowieściach zajmowały skarby Walonów, do kryjówek których prowadziły tajemnicze wykute w skałach znaki. Mówiono zatem o zgromadzonych w pradawnych skrytkach złotych samorodkach i perłach wydobytych z nurtu karkonoskich rzek, o szlachetnych kamieniach znalezionych w górskich rozpadlinach, czekających na śmiałka, który je odnajdzie… Wśród legend nie brakowało również opowieści o skarbach raubritterów grabiących niegdyś karawany kupieckie na podgórskich drogach Gór Olbrzymich – zrabowane kosztowności ukryte miały być najczęściej w podziemiach lub najbliższej okolicy zamków zamieszkiwanych przez rycerzy – rozbójników, którzy w historii Kotliny Jeleniogórskiej występowali nadzwyczaj często.
Przez wiele lat opowiadano w Karkonoszach o wielkim, złotym drzewie rosnącym gdzieś wysoko w niedostępnych górach. Skarb poszukiwany był przez bezskutecznie przez wielu śmiałków; dostępu do niego broniły bowiem nie tylko złośliwe karkonoskie duchy, ale także zaklęcia otwierające tajemnicze ścieżki i ukryte przejścia w załomach skalnych.
Jak mówi legenda kiedyś Duch Gór rozgniewany ludzką zachłannością rozbił drzewo na drobne kawałki, które powrzucał w nurty karkonoskich strumieni. Z drzewa pozostał jedynie pień, od którego rozchodziły się powrastałe głęboko w skałę szczerozłote korzenie. Skarb zobaczyć mógł i wydobyć jedynie poszukiwacz o czystym i odważnym sercu, który w noc świętojańską wybrałby się na strome i kamieniste szlaki Gór Olbrzymich.
Kiedy mieszkańcy Karkonoszy zorientowali się, że okoliczne rzeki i potoki zawierają złoto, ogarnęła ich gorączka poszukiwań; wielu ludzi porzuciło swoje dotychczasowe zajęcia i zajęło się wypłukiwaniem złotego piasku. Inni w poszukiwaniu złotych żył kopali w ziemi głębokie sztolnie, a wydobyta ziemię i kawałki pokruszonych skał przesiewali i płukali tak intensywnie, że w końcu wydobyli i wypłukali całe złoto.
Mieszkał wtedy w górach biedny chłop Marcin, który często przemierzał kręte i strome ścieżki Karkonoszy w poszukiwaniu górskich kryształów i kamieni, którymi ozdabiał wyrabiane przez siebie pasterskie laski znajdujące wielu chętnych nabywców na targu w Jeleniej Górze. Często, zwłaszcza latem wędrował po górach przez wiele dni śpiąc w skleconych naprędce szałasach lub płytkich jaskiniach, których wiele znajduje się w skalnych labiryntach Gór Olbrzymich.
Kiedyś szybko zapadający w górach wieczór zastał Marcina w Czarnym Kotle. Na ciemniejącym prędko niebie zapalały się gwiazdy. Przygotowujący sobie legowisko chłop ujrzał ze zdumieniem, jak spod lezącego opodal zwaliska skał prześwieca początkowo słaby, ale wyraźniejszy z każdą chwila blask. Pod kamieniami, które Marcin z wysiłkiem odrzucił ukazał się złoty, potężny korzeń tak gruby jak wał koła młyńskiego. Radość chłopa była wielka, ale krótka, ponieważ szybko pojął, że sam nie zdoła wydobyć całej żyły złota.
W tych czasach zgodnie z prawem wszystko, co znajdowało się pod ziemią, należało do właściciela tych terenów, czyli hrabiego Schaffgotscha z Sobieszowa. Marcin udał się więc do hrabiowskiego pałacu i opowiedział o swoim odkryciu. Dziedzica, który akurat tonął w długach ucieszyła opowieść poddanego. Przystał więc na propozycję Marcina, że ten wskaże, gdzie znalazł złoto, ale pod warunkiem zapewnienia odpowiedniego udziału w zyskach.
Kiedy przybyli na miejsce i oczom wszystkich ukazał się wielki pień złotego drzewa, hrabiemu aż dech zaparło. Pomyślał, że nie tylko pospłaca wszystkie swoje długi i zobowiązania, ale stanie się jednym z najbogatszych ludzi w państwie pruskim. O dotrzymaniu umowy z chłopem nawet nie pomyślał; swoim sługom kazał Marcina pobić i wypędzić. Wykopanie i transport złota Schaffgotsch powierzył swemu zaufanemu słudze, a sam wrócił do pałacu.
Kiedy następnego dnia rano powrócił z robotnikami na miejsce odkrycia, skarbu nie mogli odnaleźć – do wieczora krążyli po lesie, gubili ścieżki, ale niczego nie znaleźli – korzeń zniknął. Przez wiele lat ludzie przeszukiwali osypiska w poszukiwaniu skarbu, ale nikt później nie mógł go już odnaleźć. Do dzisiejszego dnia w Czarnym Kotle złoty korzeń czeka na swojego odkrywcę.
Ile klechd mroczne kryją rozstępy
Kotłów, gdzie Rzepiór kamienie liczy,
I – gdzie czarownic całe zastępy
Na miotłach lecą w gęstej śnieżycy…
Ile historii się zapisało
Na ścieżkach wąskich, na stromych chmurach…
Ile nad granią wiatrów przewiało.…
Ile jest baśni w Olbrzymich Górach?
TADEUSZ SIWEK;