Pytanie „na jakie specjalności zawodowe będzie w najbliższych latach wysoki popyt?” zadają sobie nie tylko ekonomiści i rządowi analitycy. Głowią się nad nim także – a może przede wszystkim – rodzice i ich dzieci, stojące przed wyborem ścieżki kariery. Oraz osoby, które myślą o przebranżowieniu.
Opracowania dotyczące zawodów deficytowych i nadwyżkowych oraz specjalistycznych kierunków kształcenia pod kątem ich przydatności na rynku pracy przygotowują różne instytucje i podmioty. Metodologie są różne – i żadna nie jest doskonała. Dlatego też poszukiwane są sposoby, by łącząc je uzyskać lepsze efekty prognostyczne i tym samym większą użyteczność analizy. Zanim jednak przyjrzymy się projektowi realizowanemu przez Instytut Nauk Społeczno-Ekonomicznych na zlecenie Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich, warto przyjrzeć się innym opracowaniom dotyczącym deficytowych i nadwyżkowych zawodów na rynku pracy.
PUPy i WUPy
Każdy powiatowy i wojewódzki urząd pracy co pół roku podsumowuje liczbę napływających ofert pracy oraz liczbę i dynamikę bezrobocia w poszczególnych specjalnościach zawodowych. Na tej podstawie powstają rankingi zawodów deficytowych i nadwyżkowych. Rachunek jest prosty: jeśli w danym półroczu nowo zarejestrowanych bezrobotnych np. techników dentystycznych jest o co najmniej 10% więcej niż ofert pracy zgłoszonych w urzędzie pracy dla tej specjalności, to zawód uważa się za nadwyżkowy, a jeśli to oferty pracy mają ponad 10-procentową przewagę, to zawód jest deficytowy.
Przykładowo: najnowsze opublikowane wyniki rankingu Urzędu Pracy w Warszawie wskazują, że najbardziej nadwyżkowymi zawodami w I półroczu 2012 roku były: technik ekonomista, architekt i ekonomista. Największy deficyt stwierdzono zaś w specjalnościach: taksówkarz, inwentaryzator i pracownik ochrony fizycznej I stopnia. Już ta krótka lista pokazuje, że należy z dużą ostrożnością podchodzić do tego typu rankingów – trudno bowiem przyjąć, że w Warszawie brakuje taksówkarzy albo pracowników ochrony.
Dziesiątka najbardziej deficytowych i nadwyżkowych zawodów w Warszawie w I półroczu 2012 r.
Zawody deficytowe | Zawody nadwyżkowe |
---|---|
Taksówkarz | Technik ekonomista |
Inwentaryzator | Architekt |
Pracownik ochrony fizycznej I stopnia | Ekonomista |
Biomasażysta | Asystent dyrektora |
Konsultant ds. systemów teleinformatycznych | Technik mechanik |
Urzędnik podatkowy | Malarz budowlany |
Rozbieracz-wykrawacz | Redaktor wydawniczy |
Opiekun osoby starszej | Kierownik biura |
Ekspozytor towarów (merchandiser) | Pedagog |
Źródło: Urząd Pracy w Warszawie
Po pierwsze, do urzędów pracy trafia tylko niewielka część informacji o wolnych miejscach pracy. Według MPiPS, w grudniu 2012 roku pracodawcy poinformowali Powiatowe Urzędy Pracy (PUP) o 35,7 tys. wakatach, a – dla porównania – według portalu Rynekpracy.pl w połowie 2012 r. sam portal Pracuj.pl (jeden z liderów w branży internetowych ogłoszeń o pracę) proponował w każdym tygodniu ponad 20 tys. aktualnych ogłoszeń rekrutacyjnych (w opinii ekspertów jedynie bardzo mały ich odsetek trafia dodatkowo do urzędów pracy). Do tego wiele firm w ogóle nie korzysta z dużych portali ogłoszeniowych, ale szuka chętnych do pracy na stronach branżowych, własnych www lub – co bardzo częste – korzysta z poczty pantoflowej.
Po drugie, wielu specjalistów w danej dziedzinie pracuje w zawodach pokrewnych lub innych, ale – gdy nadarza się taka okazja – wraca do swoich wyuczonych zawodów. A zatem, choć nie stanowią grupy bezrobotnych z danym fachem w ręku, to tworzą rezerwę pracowników o tym rodzaju kwalifikacji gotową do zajęcia pojawiających się wakatów.
Po trzecie, spora część ofert w urzędach pracy to propozycje zatrudnienia za płacę minimalną (pod koniec 2012 roku odsetek takich anonsów w ogóle ogłoszeń o pracę trafiających do PUPów obliczano na 70%!), co oznacza w wielu przypadkach kwotę znacznie poniżej średniej płacy w danej specjalności – i to nawet w przypadku pracowników początkujących. Na takie ogłoszenia odpowiedzieć może i chce tylko niewielka część potencjalnych zainteresowanych.
I po czwarte, zawody mogą łatwo przeskakiwać – przynajmniej na pewien czas – z nadwyżkowych do deficytowych i na odwrót. Wystarczy bowiem, by w analizowanym powiecie zamknięty został większy zakład zatrudniający osoby o pewnej specjalności, by fach ten zaliczony został do zawodów deficytowych (choć faktycznie sytuacja może być tu nienajgorsza na tle lokalnego rynku pracy). I odwrotnie: gdy powstanie nowy zakład pracy zatrudniający specjalistów w danej dziedzinie, a pracodawca zgłosi zapotrzebowanie na takich właśnie ludzi w powiatowym urzędzie pracy, to specjalność ta w ranking może awansować do grona najbardziej poszukiwanych, choć wszystkie wolne miejsca pracy w ciągu kilku miesięcy mogą zostać zapełnione.
Wskaźnik liczony w ten sposób ujawnia stan nierównowagi prezentuje więc często mocno nieaktualną sytuację. Z drugiej strony, gdyby w analizie uwzględnić wszystkich bezrobotnych, a nie tylko nowo zarejestrowanych, to pod uwagę bralibyśmy cały szereg osób długotrwale bezrobotnych – które często tak psychicznie, jak i kompetencyjnie nie są zdolne do szybkiego odnalezienia się w miejscu pracy, nawet, gdyby takie pojawiło się w ich otoczeniu.
Pośrednicy i inni
Nie tylko urzędy pracy przygotowują swoje raporty na temat zawodów atrakcyjnych, w których względnie łatwo znaleźć pracę, i – rzadziej – te, które częściej oznaczać mogą bezrobocie. Jednak zdecydowana większość takich analiz – podobnie skądinąd jak opracowania WUPów i PUPów – powstaje ściśle zgodnie z optyką instytucji, która go przygotowuje. Tak jak dla urzędów pracy najistotniejszy jest napływ bezrobotnych (i w nieco mniejszym stopniu – ogłoszeń o pracę), tak np. dla firm doradztwa personalnego i pośrednictwa pracy kluczowym elementem (bo warunkującym intratność tego biznesu) jest liczba ogłoszeń o pracę, jakie trafiają do nich lub ich partnerów. Analizie poddawany jest więc tylko mały wycinek rzeczywistości.
Bazując na wspomnianej liczbie ogłoszeń, Manpower Group w raporcie „Niedobór talentów” w 2012 roku twierdził, że polscy pracodawcy z relatywnie największą trudnością mogą znaleźć chętnych do pracy inżynierów, wykwalifikowanych robotników fizycznych, techników, kierowników i przedstawicieli handlowych. Monster Worldwide, analizując osobno całe branże, wskazał, że firmy IT uskarżają się na brak programistów, branża finansowa – księgowych, w sprzedaży brakuje kierowników, a we wspólnych centrach obsługi (shared services centre) – po prostu pracowników płynnie mówiących w językach obcych.
Według struktury ogłoszeń zamieszczonych na portalu Pracuj.pl 30 sierpnia 2012 roku, najwięcej trafiło do działów: finanse/ekonomia, obsługa klienta/call center, informatyka, kadra zarządzająca i inżynieria. W przypadku GazetaPraca.pl w tym samym dniu były to: inżynieria, budownictwo i architektura, informatyka, finanse/ekonomia oraz obsługa klienta/call center. Portal GoWork.pl w tym samym dniu zamieścił najwięcej ogłoszeń w działach: administracja, bankowość, budownictwo/geodezja i HR. Natomiast według firmy doradczej IPK, w okresie styczeń-wrzesień 2012 dominowały ogłoszenia w działach: sprzedaż/obsługa klienta, IT, finanse i księgowość, inżynieria/technika/konstrukcja, kadra zarządzająca (analiza obejmowała średnią z cotygodniowych szacunków).
Różnego rodzaju zestawienia dotyczą także wykształcenia, szczególnie osób z wykształceniem wyższym – tu warto wyróżnić dane Ministerstwa Pracy dotyczące bezrobotnych legitymujących się wyższym wykształceniem w podziale na kierunki studiów. We wrześniu 2012 roku w urzędach pracy najwięcej bezrobotnych miało za sobą skończone studia wyższe w dziedzinach: pedagogika (10,8 tys.), marketing (7 tys.), politologia (3,6 tys.) i socjologia (2,6 tys.).
Wymienione wyżej analizy charakteryzują się często migawkowym ujęciem sytuacji na rynku pracy, czyli pokazują stan na dany miesiąc, tydzień lub wręcz dzień. To oznacza, że opracowania te są wrażliwe na jednorazowe lub krótkotrwałe zjawiska, które mogą zamglić obraz i czasem – sprowokować wnioski odwrotne do tych, jakie wynikałyby z analizy posługującej się nieco dłuższym horyzontem czasowym, a przy tym – średnimi czy medianami.
Pozostaje jeszcze kłopot ze zdefiniowaniem poszczególnych zawodów albo obszerność branż, które się wyróżnia w opracowaniach. Dla przykładu, inżynier to bardzo obszerna profesja: są specjalności inżynierskie, na które popyt jest wysoki, i takie, które oznaczają spore problemy w chwili poszukiwania pracy – i najczęściej nie ma mowy o prostym przejściu z jednej specjalności do innej. Zatem informacja na temat zbyt obszernej grupy zawodowej daje nam niewiele wskazówek na temat potrzeb rynku. Z drugiej strony – nadmierne rozdrobnienie może kierować do wniosku, że pracodawcy szukają np. miliona różnych specjalistów – z których każdy ma szczególny, unikalny zestaw umiejętności. Podobnie niełatwo „wykalibrować” branże, a na dodatek musimy pamiętać, że uzyskując informacje na temat ich potrzeb ciągle nie wiemy, jakie zawody są lokalnej gospodarce potrzebne np. w obsłudze klienta pracują osoby o bardzo zróżnicowanych kompetencjach: od szeregowych pracowników call center do wysoko wyspecjalizowanych finansistów doradzających VIP-om w ramach usług private bankingu.
Syntezy i prognozy
Brak wiarygodnej odpowiedzi na pytanie o to ludzi w jakich zawodach potrzebuje nasza gospodarka sprowokował próbę zbudowania lepszego narzędzia, które łączyłoby kilka różnych analiz i źródeł informacji. W ramach projektu współfinansowego z Europejskiego Funduszu Społecznego Instytut Nauk Społeczno-Ekonomiczny (INSE) opracowuje właśnie metodologię, która sięgnie po informacje z urzędów pracy (z systemu Syriusz), zbierze informacje na temat ofert w instytucjach publicznych i uwzględni zasoby ogłoszeń umieszczanych na wszystkich ważniejszych stronach internetowych. Ale na tym nie koniec – wiedzę o popycie i podaży na rynku pracy wzbogacić mają: badania ankietowe przedsiębiorców, wybrane informacje z Systemu Informacji Oświatowej MEN oraz dane GUS (BAEL, badanie popytu na pracę i analizy dotyczące studiów wyższych). Synteza ma być uzupełniona o prognozy dotyczące rynku pracy i zapotrzebowania na poszczególne specjalności zawodowe za pięć lat.
Testując przyjętą metodologię, która będzie zapewne jeszcze modyfikowana, INSE przyjrzał się czterem powiatom: dla bytomskiego, szydłowieckiego, włodawskiego i dębickiego opracowała została tzw. informacja sygnalna dla I połowy 2012 roku, a dla Gdańska – raport roczny za 2011 rok. I dla przykładu, w Gdańsku za maksymalnie deficytowe uznano zawody: agenta ds. rynku nieruchomości, urbanisty i inżyniera ruchu drogowego oraz specjalisty ds. baz danych oraz sieci komputerowych. Za maksymalnie nadwyżkowe zaś: farmaceuty, dietetyka, kasjera bankowego, pracownika usług ochrony, technika nauk chemicznych i fizycznych oraz zamiatacza.
Wybrane zawody deficytowe i nadwyżkowe w Bytomiu w I połowie 2012 roku (informacja sygnalna)
Maksymalnie deficytowe | Maksymalnie nadwyżkowe |
---|---|
Kierownik w górnictwie | Introligator |
Programista aplikacji | Operator maszyn i urządzeń do produkcji i przetwórstwa metali |
Agent sprzedaży bezpośredniej | Formierz odlewniczy |
Pracownik call center | Operator maszyn i urządzeń do produkcji wyrobów chemicznych |
Kierownik w firmach handlowych | Obuwnik |
Kierownik ds. badań i rozwoju | Pracownik ds. transportu |
Organizator konferencji i imprez | Pracownik domowej opieki osobistej |
Źródło: INSE
Co ciekawe, już w fazie przygotowań, na długo zanim nowe metody wskazywania zawodów deficytowych i nadwyżkowych zostaną wprowadzona w życie w całym kraju, badacze zasygnalizowali swoje wątpliwości, które odnieść można także do wszystkich innych metodologii wspomnianych powyżej.
Pierwszą rzecz, na jaką zwrócili uwagę, to zasięg geograficzny tworzonej mapy zawodów. Skoro osoba, która – by zdobyć wykształcenie – nie waha się wyjechać czasem kilkaset kilometrów od domu, to zwykle nie zabraknie jej odwagi, by opuścić rodzinne strony znowu – tym razem za pracą. Zasięg powiatu może być więc za mały, a województwa z kolei – wątpliwy, gdyż pracownicy ignorują granice województw szukając zwykle np. najlepiej płatnej pracy lub najbliższego zakładu przy danej wielkości zarobków. Zbyt szeroki zasięg (kraj) włącznie – tworzy z kolei uśrednienie np. jeśli w jednej części Polski dana specjalność jest nadwyżkowa, druga – deficytowa, to po zagregowaniu danych uzyskamy zawód w równowadze – co jest prawdą, ale nie mówi nic o ludziach bez pracy w jednej części kraju i pracodawcach czekających na pracowników w drugiej.
Druga duża wątpliwość przedstawicieli INSE dotyczy czasu przygotowywania analizy. Ze względu na skomplikowaną metodologię (poszczególne etapy zbierania danych) ostateczny wynik uzyskiwany będzie z wielomiesięcznym opóźnieniem. A przejście od rozpoczęcia badań z określonego półrocza do reakcji urzędów (np. przygotowania szkoleń dla bezrobotnych) może zabrać więcej niż rok, co skutkować może szkoleniem bezrobotnych w specjalności, której rynek już nie potrzebuje – została zaspokojona np. przez osoby z danym fachem, a pracujące w innych zawodach, albo import pracowników.
W dużym stopniu bariery te są nie do przeskoczenia – z takimi samymi problemami boryka się każdy kraj próbujący analizować niezwykle złożony i tętniący życiem rynek pracy. Jednak tylko w niewielkim stopniu solidną, wielowarstwową analizę zastąpić mogą analizy eksperckie, jakie często pojawiają się np. w prasie. Dla przykładu, „Wprost” wymienił siedem specjalności, których przedstawiciele powinni mieć najmniejsze problemy z szukaniem pracy: inżynier, wykwalifikowany pracownik fizyczny, technik, kierowca, przedstawiciel handlowy, pracownik działu IT i kucharz. Zwróćmy uwagę, że wiedza ekspertów bazuje na analizach i raportach, których słabości wskazaliśmy powyżej, a osobiste doświadczenie tych specjalistów zawęża pole widzenia ich autorskich opracowań do własnego miejsca zamieszkania. Tylko, że nie wszyscy mieszkamy w Warszawie…
Na koniec warto dodać, że prognozowanie w dziedzinie tak dynamicznej jak rynek pracy zawsze obarczone będzie istotnym marginesem błędu. Gospodarka zmienia się tak szybko i czasem w tak zaskakujących kierunkach, że trzeba pogodzić się z nietrafionymi wskazaniami. Weźmy np. artykuł z „Gazety Wyborczej” z 2008 roku, gdzie na potencjalne zawody bliskiej przyszłości wskazano m.in. groomera (fryzjera psów), tajemniczego klienta, teletutora, mechatronika i pompisty (asystenta kardiochirurga). Cóż, trafionym okazał się zapewne mechatronik i teletutor, a pozostałe zawody ciągle pozostają ciekawostkami. Z kolei „Newsweek” w publikacji z 2010 roku wskazuje, że w 2020 roku pracodawcy szukać będą fachowców w zawodach takich jak: inżynier logistyka, grafik komputerowy, specjalista ds. bezpieczeństwa komórkowej transmisji danych, tłumacz japońskiego, chińskiego i hindi, kucharz, archiwista internetowy, scenarzysta gier komputerowych i programów telewizji 3D oraz trener fitnessu dla osób starszych. Już dziś łatwo zauważyć, że wskazania te mogą się rychło zrealizować dla inżyniera logistyka i w pewnym stopniu także grafika komputerowego. Co do innych – pozostaje czekać…
Zawody przyszłości oraz te specjalności, których zdobywanie może zakończyć się trudnościami w zdobyciu pracy, nie są więc łatwe do wskazania. Każda formuła ma poważne ograniczenia metodologiczne. Warto jednak podkreślić, że naukowo przygotowane raporty są zdecydowanie lepszym źródłem wiedzy potrzebnej do podjęcia strategicznej decyzji niż stereotypy i np. mit o tym, że nawet najgorszy magister prędzej czy później znajdzie pracę.