WARSZ­TA­TY DZIEN­NI­KAR­SKIE NA GÓRZE CHEŁM

Dzię­ki środ­kom PFRON uda­ło się Kar­ko­no­skie­mu Sej­mi­ko­wi Osób Nie­peł­no­spraw­nych w Jele­niej Gorze i współ­pra­cu­ją­ce­mu z nami Sto­wa­rzy­sze­niu „Dzia­łaj­my Razem” TRIANON.PL, czy­li nasze­mu Part­ne­ro­wi z Cie­szy­na, zor­ga­ni­zo­wać warsz­ta­ty dzien­ni­kar­skie, któ­re odby­ły się w ośrod­ku Mar­kiz na Górze Chełm wzno­szą­cej się na wyso­kość kil­ku­set metrów nad Zie­mią Cie­szyń­ską. Tydzień póź­niej podob­ne szko­le­nie odby­ło się rów­nież w Jele­niej Górze, ale o tym innym razem, aby dokład­no­ści i rze­tel­no­ści dzien­ni­kar­skiej sta­ło się zadość. Dzi­siaj będzie o Górze Chełm i ludziach, któ­rzy zje­cha­li się tam z róż­nych miej­sco­wo­ści Ślą­ska Cie­szyń­skie­go – w sumie dzie­sięć osób płci oboj­ga w roż­nym wie­ku, ale z wyraź­ną prze­wa­gą młodości.

      Góra Chełm to miej­sce magicz­ne – roz­cią­ga się z tego wznie­sie­nia wspa­nia­ły i roz­le­gły widok na Zie­mię Cie­szyń­ską, a łagod­nie opa­da­ją­ce sto­ki i wie­ją­ce z róż­nym natę­że­niem wia­try były przy­czy­ną, że wła­śnie tutaj wyku­wa­ły się tra­dy­cje cie­szyń­skie­go lot­nic­twa, a obec­nie para­lot­niar­stwa. Cie­szy­nia­nie lubią mówić , że powsta­nie w tym miej­scu na począt­ku lat trzy­dzie­stych XX-tego wie­ku pierw­szej na Ślą­sku szko­ły szy­bow­co­wej było wpi­sa­ne w testa­ment naj­słyn­niej­szych pol­skich pilo­tów. Dwu­ty­go­dnik mło­dzie­ży pol­skiej w Cze­cho­sło­wa­cji “Ogni­wo”, w pią­tą rocz­ni­cę śmier­ci Żwir­ki i Wigu­ry pisał: “W takiej mniej wię­cej odle­gło­ści od gra­ni­cy jak lasek cier­lic­ki, po tam­tej stro­nie Olzy, na podob­nym wzgó­rzu w Gole­szo­wie, znaj­du­je się szy­bo­wi­sko, któ­re co roku przy­spo­sa­bia sze­reg mło­dych adep­tów lata­nia do zawo­jo­wa­nia prze­stwo­rzy”.

      Znacz­nie wcze­śniej, bo jesz­cze w cza­sach przed­chrze­ści­jań­skich lata­ły nad pobli­ską Czan­to­rią, a więc pew­nie tak­że nad Górą Chełm spie­szą­ce się na saba­to­we zaba­wy cza­row­ni­ce, a z cza­sów tych pozo­sta­ły licz­ne legen­dy i opo­wie­ści do dzi­siaj krą­żą­ce po Zie­mi Cie­szyń­skiej. W każ­dym razie tak­że dzi­siaj gosz­cząc w tym miej­scu, łatwo jest ocza­mi wyobraź­ni zoba­czyć licz­ne poczwa­ry kry­ją­ce się w gęstwach pobli­skich lasów. Cóż, miej­sce na spo­tka­nie ludzi pió­ra wybra­ne zosta­ło zna­ko­mi­cie…
      Zje­cha­ło nas na to gór­skie uro­czy­sko jede­na­ścio­ro – ja z odle­głej o nie­mal czte­ry­sta kilo­me­trów Jele­niej Góry i dzie­się­cio­ro warsz­ta­to­wi­czów z Cie­szy­na i jego bli­skich oko­lic. Spo­ry roz­rzut wie­ku – naj­młod­sza, ale nie­zwy­kle uta­len­to­wa­na i wraż­li­wa Klau­dia cho­dzi jesz­cze do gim­na­zjum, ale już od trzech lat pró­bu­je z powo­dze­niem swo­ich sił w sztu­ce pió­ra. Jej kole­żan­ka, Ania to, co praw­da, uczen­ni­ca liceum o pro­fi­lu praw­no — poli­cyj­nym, ale po pierw­sze nie prze­kre­śla to prze­cież jej prób i zain­te­re­so­wań dzien­ni­kar­skich, a po dru­gie poli­cja rów­nież potrze­bu­je ofi­ce­rów pra­so­wych i rzecz­ni­ków repre­zen­tu­ją­cych jej spra­wy w kon­tak­tach z media­mi.
      Nie­wi­do­my Patryk marzy o tym, by zostać reali­za­to­rem dźwię­ku i cho­ciaż dotych­czas te ambit­ne pla­ny pozo­sta­ją w sfe­rze marzeń , to spra­wa w bli­skiej przy­szło­ści może oka­zać się bar­dzo real­na, bo słuch ma chło­pa feno­me­nal­ny.
      Auty­stycz­ny Jor­dan robi w pierw­szym momen­cie wra­że­nie nie­co ode­rwa­ne­go od rze­czy­wi­sto­ści, ale już po chwi­li muszę zre­wi­do­wać swój osąd, bo mło­dy czło­wiek zaska­ku­je mnie okre­śla­jąc bar­dzo pre­cy­zyj­nie swo­je ocze­ki­wa­nia w sto­sun­ku do roz­po­czy­na­ją­ce­go się szko­le­nia.
      Beata budzi z miej­sca moje uzna­nie nie­zwy­kłym poczu­ciem humo­ru i pogo­dą ducha. O swo­ich nie­dy­spo­zy­cjach zdro­wot­nych potra­fi opo­wia­dać w bar­dzo nie­ty­po­wy spo­sób, któ­ry spra­wia, że codzien­ność Oddzia­łu Inten­syw­nej Tera­pii nabie­ra nie­spo­dzie­wa­ne­go, nie­le­d­wie kome­dio­we­go kli­ma­tu.
      Ali­na marzy o japo­ni­sty­ce i kil­ku­let­nim przy­naj­mniej poby­cie w Kra­ju Kwit­ną­cej Wiśni. Ma nie­zwy­kle roz­wi­nię­te poczu­cie humo­ru i w zasa­dzie wszyst­ko doko­ła ją bawi – awan­su­je­my ją zatem szyb­ko na warsz­ta­to­wą śmiesz­kę, co z miej­sca roz­ba­wia ją jesz­cze bar­dziej.
      Agniesz­ka i Zby­szek, to mał­żeń­stwo z kil­ku­na­sto­let­nim sta­żem i dwój­ka dzie­ci. Ich zwią­zek prze­szedł dra­ma­tycz­ną pró­bę, gdy u Agniesz­ki zdia­gno­zo­wa­no cho­ro­bę nowo­two­ro­wą. Trud­ne chwi­le sce­men­to­wa­ły ich uczu­cie… Nie pod­da­li się i dzi­siaj wszyst­ko wska­zu­je, że wygra­li.
      Hele­na i Jurek, mat­ka i syn, są w tym gro­nie naj­star­si . Ona – bar­dzo cie­pła i opie­kuń­cza, czę­sto mat­ku­ją­ca naszym młod­szym kole­gom i kole­żan­kom. Jurek bar­dzo sym­pa­tycz­ny, a przy tym kon­kret­ny., o zain­te­re­so­wa­niach spo­łecz­no – histo­rycz­nych. Hele­na jest księ­go­wą w Fun­da­cji Zdro­wia Ślą­ska Cie­szyń­skie­go, gdzie od koń­ca lat 90-tych pro­wa­dzi biu­ro orga­ni­za­cji. Na warsz­ta­tach poja­wi­ła się wła­śnie z tego powo­du, że spra­wy fun­da­cji bar­dzo czę­sto zwią­za­ne są z dzia­ła­nia­mi podej­mo­wa­ny­mi w śro­do­wi­sko lokal­nych mediów.
      Dzie­się­cio­ro ludzi… roż­nych… posia­da­ją­cych odręb­ne życio­ry­sy i doświad­cze­nia… Dzie­się­cio­ro ludzi połą­czo­nych na kil­ka dni w jeden orga­nizm. Będę o nich na pew­no czę­sto pisał pre­zen­tu­jąc ich pra­ce i doko­na­nia. Tak się bowiem zło­ży­ło, że wyjeż­dża­jąc z Cie­szy­na mia­łem bar­dzo krze­pią­cą świa­do­mość, że zdo­by­łem tam kil­ko­ro nowych Przyjaciół.

TADE­USZ SIWEK