Pracują w Niemczech jako opiekunki osób starszych. Ich podopieczni nie wyobrażają sobie bez nich egzystencji, nazywają „Polskimi Aniołami”. Ale ich życie rzadko bywa anielskie: często są oszukiwane, szantażowane, używa się wobec nich nawet przemocy fizycznej.
Jedna z opiekunek pokazuje ogromne siniaki na przedramieniu. To ślady pogryzienia stomatologiczną protezą pozostawione przez chorą na Alzhaimera staruszkę, i nie jest to najbardziej drastyczny przypadek. Inna opiekunka przebija ją opowieścią o tym jak po mieszkaniu gonił ją z nożem w ręku chory psychicznie podopieczny.
Kolejna tygodniami przymierała głodem: wydzielano jej jedzenie, nie zapłacono za wielotygodniową pracę, zabrano paszport. Pomocy musiała szukać na policji, polscy znajomi z grupy wsparcia na Facebooku, również pracujący w Niemczech jako opiekunowie, zrzucili się dla niej na powrotny bilet.
Dla równowagi – są też wspomnienia dobre np. wspólne wakacje z podopiecznymi i ich rodzinami w egzotycznych zakątkach globu, wspaniałe prezenty na Boże Narodzenie, jednak jest ich zdecydowana mniejszość. Kilka razy w roku opiekunowie spotykają się w tzw. realu. Zawsze w innym mieście, by poznać się osobiście, wymienić doświadczeniami, okazuje się to bezcenne.
– Nasza grupa na FB pomaga zapomnieć nam o samotności np. w święta spędzane zwykle w pracy. Daje też gwarancję bezpieczeństwa. Jeśli ktoś kilka dni nie jest aktywny w sieci, natychmiast reagujemy, bo w naszej pracy różnie bywa – mówią.
Na spotkanie, które odbyło się w Kołobrzegu 6 maja przyjechało ich szesnaścioro, niektórzy pracują jako opiekunowie już od ponad 10 lat. Przyjechali m.in.: Izabela, Krystyna, Honorata, Anna, Dorota i tzw. rodzynek — Jurek. Mężczyźni o wiele rzadziej pracują jako opiekunowie. Są z Kołobrzegu, Ustronia Morskiego, Dygowa, Rąbina, Trzebiatowa, Koszalina, Stargardu, z Węgorzewa na Mazurach, ze Żnina, w zasadzie z całej Polaki. Z zawodu są sprzedawcami, kucharzami, jest wśród nich fizjoterapeutka, pracownicy socjalni, bezrobotne wcześniej gospodynie domowe. Ile osób, tyle barwnych, historii, rzadko optymistycznych.
– Warto napisać o naszej pracy. Nie zawsze jest fizycznie ciężka, ale niesie wiele psychicznych obciążeń. Każdy wyjazd to średnio 3–4 miesiące. Rzadko który współmałżonek pozostawiony w Polsce potrafi to zaakceptować, wiele małżeństw z tego powodu się rozpadło. Płacimy za to najwyższą ceną: nerwicami i wypaleniem psychicznym, co też odbija się na bliskich – mówią.
Nie zawsze rekompensują im to wyższe niż w kraju zarobki. Na rękę miesięcznie można tu zarobić średnio od 1100 do 1400 euro. Nowicjusze na ogół płacą tzw. frycowe, pracując za najniższą stawkę: 600–700 euro miesięcznie, nie znają też swoich praw np. do osobnego pokoju z telefonem i Internetem. Od opiekunów nie wymaga się umiejętności medycznych, wystarczy komunikatywna znajomość języka niemieckiego, zaangażowanie. Starzy wyjadacze odradzają wyjazd tym, którzy nie znają chociaż podstaw języka. Nie radzą też wyjazdów na własną rękę, bezpieczniej wyjechać z firmą zajmującą się profesjonalnie werbunkiem opiekunów. Wyjazdy na własną rękę, czy z polecenia znajomych częściej niosą ryzyko oszustw z wypłatą pensji, brakiem ubezpieczenia zdrowotnego, można też łatwiej paść ofiarą najbardziej niebezpiecznych przestępstw, związanych np. z handlem ludźmi.
W przypadku firm zajmujących się rekrutacją opiekunów profesjonalnie też warto być czujnym. Opinie można znaleźć na FB opiekunów pracujących w Niemczech.
– Większość firm, choć to nie reguła, organizujących wyjazdy do pracy po prostu na nas po pasożytuje. Rozumiemy, że muszą zarobić, ale bywa, że odbierając pocztę dla podopiecznego odkrywamy, że firma płaci nam za opiekę nad pacjentem zaledwie ułamek tego co płaci firmie jego rodzina. Najgorsza jest jednak sytuacja, gdy przed przyjazdem nikt nas nie poinformuje, że pacjent jest chory psychicznie, agresywny i zagrażający otoczeniu. Straszą często wysokimi karami umownymi, gdy rezygnujemy z opieki nad takim agresywnym podopiecznym, chociaż o tym nie uprzedzano. Nie należy na to się nabierać – radzą.
Warto we własnym interesie spisać umowę wyszczególniającą ilość godzin pracy i co leży w zakresie naszych obowiązków. Zdarzały się bowiem przypadki, że oprócz zajmowania się chorym, opiekunka musiała dodatkowo strzyc trawniki, sprzątać duży dom, robić pranie, gotować posiłki, a w „pakiecie” była równie wiekowa żona staruszka również wymagająca pomocy, za opiekę nad którą już nie płacono.
„Polskie Anioły” mają także dobre rady dla planujących wyjazd do pracy w charakterze opiekuna.
– Podstawą jest nasza wzajemnie udzielana sobie pomoc, wsparcie i solidarność, bez tego tam ani rusz. Jesteśmy tam potrzebni i to jest naszą siłą – podsumowali uczestnicy spotkania.
Jolanta Wiatr