Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Pies isto­ta żywa-cz.1

labrador przewodnik2bW niniej­szym arty­ku­le pra­gnę w kil­ku odcin­kach podzie­lić się uwa­ga­mi i  doświad­cze­niem na temat psów przewodników.Będą to prze­my­śle­nia i obser­wa­cje nie­kie­dy odbie­ga­ją­ce od rygo­rów zale­ca­nych przez tre­se­rów. Pod­sta­wą i punk­tem wyj­ścia bowiem jest dla mnie fakt, że pies prze­wod­nik, nie­za­leż­nie od tego, że nam słu­ży, jest isto­tą żywą, toteż jako isto­ta żywa winien być trak­to­wa­ny, z zacho­wa­niem — rzecz jasna –wszel­kich pro­por­cji i bez stra­ty dla celu, jakie­mu ma słu­żyć. Aby lepiej Czy­tel­nik mógł zro­zu­mieć moją posta­wę, kil­ka zdań histo­rii - Jerzy Ogonowski

*1*

Otóż tak się w mojej rodzi­nie zło­ży­ło, że wie­lo­krot­nie rato­wa­li­śmy psy z opre­sji, wydo­by­wa­jąc je z rąk opraw­ców. W dzie­ciń­stwie ojciec mój wyku­pił za olbrzy­mią jak na owe cza­sy cenę 150 zł kun­del­ka, któ­ry był zamy­ka­ny w piw­ni­cy, drę­czo­ny i gło­dzo­ny, a któ­ry przy­bie­gał do nas, gdy tyl­ko uda­ło mu się uciec. A kie­dy ponad 20 lat temu uzna­łem, że cha­rak­ter mojej pra­cy tłu­ma­cza sta­le sie­dzą­ce­go przy kom­pu­te­rze wyma­ga, aby coś zmu­sza­ło mnie do regu­lar­nych spa­ce­rów, prze­ją­łem psa od kole­żan­ki, któ­ra chcia­ła wydo­być labra­do­ra, rów­nież męczo­ne­go i drę­czo­ne­go, spo­dzie­wa­jąc się, że u nas psu będzie dobrze. Pies był rze­czy­wi­ście zadrę­czo­ny, jadł tyl­ko ukrad­kiem i zaraz ucie­kał, kie­dy ktoś się poja­wił w pobli­żu. Kulił się, gdy wycią­ga­li­śmy do nie­go rękę. Po pew­nych sta­ra­niach osią­gnę­li­śmy tyle, że zaak­cep­to­wał domow­ni­ków, ale innych ludzi trak­to­wał do koń­ca jako zło konieczne.Przy pomo­cy mądre­go wete­ry­na­rza dopro­wa­dzi­li­śmy go w koń­cu do dobre­go sta­nu zdro­wia i żył 12 lat, cho­ciaż dawa­no mu naj­wy­żej 3–4.Używając ter­mi­no­lo­gii tech­nicz­nej, moż­na by go nazwać pół­prze­wod­ni­kiem, a więc tranzystorem. 

labrador przewodnik1Żad­nej tre­su­ry nie prze­cho­dził, ale labra­do­ry mają to do sie­bie, że bar­dzo szyb­ko się uczą. Oka­za­ło się, że słu­ży na nasze potrze­by bar­dzo dobrze jako prze­wod­nik, zapro­wa­dza nas na wyzna­czo­ne miej­sce, jeże­li był tam już kil­ka­krot­nie i zosta­ło to zwią­za­ne z jakimś kon­kret­nym hasłem. Do tre­su­ry­przez obce­go się nie nada­wał, bo pamię­tał swo­je daw­ne przej­ścia, więc na obcych reago­wał odwra­ca­niem się do nich tyłem i cho­wa­niem się gdzieś w kąt. Był ulu­bień­cem całej dziel­ni­cy, toteż mogłem go spo­koj­nie wypusz­czać bez smy­czy, ludzi nie zacze­piał, a oto­cze­nie przy­zwy­cza­iło się do tego, że oko­ło 23-ej godzi­nie robi obchód naj­bliż­szych ulic i wra­ca do domu. Ale jed­no­cze­śnie bro­nił swe­go domu. Pew­ne­go razu odwie­dzi­li mnie klien­ci z Pół­noc­ne­go Kau­ka­zu, któ­rzy nasta­wa­li na to, żebym zmie­nił tekst w tłu­ma­cze­niu i zamiast zda­nia stwier­dza­ją­ce­go, iż utra­ci­li kil­ka lat temu pra­wa lekar­skie, napi­sał , że jesz­cze pra­wa te cią­gle mają. Oba­wia­łem się, że będę musiał ulec, bo robi­li wie­le hała­su i spra­wia­li wra­że­nie, że będą to chcie­li wymu­sić. Kie­dy wyj­dą, zamie­rza­łem zadzwo­nić na poli­cję. Ale hałas i nie­zna­ne gło­sy zanie­po­ko­iły Luk­sa, któ­ry zawsze sie­dział pod sto­łem z kom­pu­te­rem. A kie­dy pies ten był czymś zanie­po­ko­jo­ny, wysta­wiał spod sto­łu łeb, otwie­rał pysk i roz­glą­dał się w oto­cze­niu. A pysk i łeb miał wiel­ki. Tak więc nagle przy­by­sze z Pół­noc­ne­go Kau­ka­zu uci­chli, usły­sza­łem sapa­nie Luk­sa, a potem oby­dwaj klien­ci powie­dzie­li chó­rem: „No, jeśli Pan nie może, to trud­no”. Zabra­li goto­we tłu­ma­cze­nie, zapła­ci­li i szyb­ko wynie­śli się z biura.

Kie­dy Luks zakoń­czył swój poży­tecz­ny żywot, posta­no­wi­łem tym razem zaopa­trzeć się w praw­dzi­we­go wytre­so­wa­ne­go psa prze­wod­ni­ka. Tym razem była to suka Dia­na, prze­szła regu­lar­ne prze­szko­le­nie zakoń­czo­ne naszym wspól­nym egza­mi­nem. Nie mia­ła żad­nych trud­nych okre­sów w dzie­ciń­stwie, tak więc oka­za­ło się, że tym razem nie mogę wypusz­czać jej bez smy­czy i kon­tro­li, bo ludzie bali się czar­ne­go psa, któ­ry na wybra­ne psy i ludzi, będąc na swo­bo­dzie, reago­wał nie­spo­dzie­wa­nie tak, że sta­wał na dwóch łapach i szcze­kał gru­bym gło­sem. Wpraw­dzie nigdy w życiu niko­go Dia­na nie ugry­zła, ale nie mogłem nara­żać ludzi na takie stre­sy. Za to kie­dy była w peł­nym rynsz­tun­ku, zacho­wy­wa­ła się jak nale­ży i słu­ży do dziś zgod­nie z moimi i żony potrze­ba­mi. Nato­miast luzem cho­dzi tyl­ko pod kon­tro­lą czy­je­goś wzro­ku, żeby moż­na było natych­miast zare­ago­wać, kie­dy zamie­rza oka­zać swo­ją anty­pa­tię wobec obce­go psa czy czło­wie­ka. Oba­wia­łem się, że taki brak swo­bo­dy może źle na nią wpły­nąć, ale w Nor­we­gii zoba­czy­łem, że tam żaden pies nigdy nie cho­dzi bez uwię­zi i doży­wa dłu­gich lat, zacho­wu­jąc dobry nastrój i odno­sząc się przy­jaź­nie do ludzi. Za to teraz, kie­dy pusz­czę smycz, na przy­kład, żeby wyrzu­cić śmie­ci, Dia­na spo­koj­nie cze­ka, aż wezmę smycz w rękę i nigdzie sama się ie wybie­ra. Gdy­by jed­nak jakiś tre­ser zoba­czył, jak z Dia­ną postę­pu­je­my, miał­by to i owo do zarzu­ce­nia, ale o tym w następ­nym odcinku.