Logo Karkonoskiego Sejmiku Osób niepełnosprawnych

Nie­na­wist­ni­cy z inter­ne­tu. Sil­ni czy słabi?

Stu­dent­ka naj­lep­sza na zagra­nicz­nej uczel­ni: co war­ta taka uczel­nia. Mło­dy czło­wiek otrzy­mał sty­pen­dium nauko­we: dla bied­nych nie star­cza, a ten żeru­je na podat­ni­kach. Kon­cert na ryn­ku: sztu­ka idzie na dno, cze­go inne­go się spo­dzie­wać po naszym mie­ście. W part­ner­skim mie­ście z Ukra­iny źle się dzie­je: sami sobie taką histo­rię zgo­to­wa­li, a za naszą nie prze­pro­si­li. Otwar­to lodo­wi­ska: lód jest sztucz­ny, kto tak wymy­ślił. Palił się dom: cwa­nia­ki, bo samo­chód ura­to­wa­li. Bez­płat­ne prze­jaz­dy komu­ni­ka­cją miej­ską: raz w mie­sią­cu to chy­ba na złość ludziom. Zagi­nął czło­wiek i szu­ka go poli­cja: pew­nie zapił, z gęby widać, jaki to zawod­nik. Wypa­dek dro­go­wy: zno­wu wiej­ska mło­dzież, kra­dzio­ny samo­chód, a kie­row­ca po nar­ko­ty­kach. I tyl­ko gdy ma miej­sce wypa­dek śmier­tel­ny, nie­któ­re redak­cje wyłą­cza­ją moż­li­wość doda­wa­nia komentarzy…

Nie­na­wist­ni­cy piszą maso­wo na inter­ne­to­wych por­ta­lach infor­ma­cyj­nych. Fru­stra­ci — cza­sem zain­te­re­so­wa­ni jed­nym tema­tem, nie­kie­dy całym świa­tem doko­ła. Wyty­ka­ją błę­dy, narze­ka­ją na nie­do­cią­gnię­cia, stu­dzą zapał innych. Cza­sem zwy­czaj­nie znie­chę­ca­ją do dzia­ła­nia, prze­kra­cza­ją gra­ni­cę sma­ku, obra­ża­ją, wyzy­wa­ją, insy­nu­ują, pastwią się nad cudzy­mi życio­ry­sa­mi. Uwa­ża­ją, że są ano­ni­mo­wi. Na wezwa­nia uczci­wych dys­ku­tan­tów odpo­wia­da­ją bez­czel­nie: a jeśli pod­pi­szę się Jan Kowal­ski? Ci bar­dziej zaawan­so­wa­ni tech­nicz­nie uży­wa­ją spe­cjal­nych pro­gra­mów do ukry­wa­nia czy zmie­nia­nia swo­je­go adre­su inter­ne­to­we­go IP. Wte­dy wyda­je się, że wia­do­mość w inter­ne­cie (tzw. posta) pozo­sta­wił ktoś z inne­go kon­ty­nen­tu, mimo że mógł to być sąsiad za ściany.

Inter­net daje im poczucie

wła­dzy i mocy osą­dza­nia. Oczy­wi­ście co inne­go jest oce­niać dzia­ła­nia władz publicz­nych i osób peł­nią­cych dzia­łal­ność publicz­ną. To jest nawet wska­za­ne. Już w zamierz­chłej prze­szło­ści kalif Harun al-Raszyd wymy­kał się ano­ni­mo­wo nocą do zauł­ków Bag­da­du, by poznać zda­nie pod­da­nych. Wła­dza powin­na znać zda­nie miesz­kań­ców i liczyć się z nim. Nawet jeśli jest ano­ni­mo­we, bo takie też jest zbie­ra­ne np. w ankie­tach czy gło­so­wa­niach pod­czas róż­nych kon­sul­ta­cji. Na jele­nio­gór­skiej poli­cji i w ratu­szu mogli­śmy w ankie­cie oce­nić jakość obsłu­gi; podob­nie inter­net jest jed­nym z dopusz­czal­nych mecha­ni­zmów oce­ny sfe­ry publicz­nej. Ale kie­dy źli użyt­kow­ni­cy inter­ne­tu nazy­wa­ni z angiel­ska hej­te­ra­mi bio­rą na język oso­bę zagi­nio­ną, ofia­rę wypad­ku, wolon­ta­riu­szy orga­ni­za­cji spo­łecz­nej, fir­mę czy ucznia-pia­ni­stę, czy to jest jesz­cze dopuszczalne?

Kry­ty­ka arty­stycz­na, jak ostra by nie była, jest legal­na, co wyni­ka wprost z Kon­sty­tu­cji — dopó­ki mie­ści się w gra­ni­cach swo­je­go celu. Nowy tomik poety moż­na zmie­szać z bło­tem dla przy­jem­no­ści, nawet jak się go nie czy­ta­ło — a inter­net skwa­pli­wie korzy­sta z tej wol­no­ści. Przy­ję­ło się też walić bez opa­mię­ta­nia w spół­ki publicz­ne, takie jak Pocz­ta Pol­ska, PKP, TP S.A., MZK czy Wod­nik. Choć na ile są one publicz­ne dziś, w dobie pry­wa­ty­za­cji? A jeśli wciąż pozo­sta­ją publicz­ne, może powin­ny zacząć bro­nić dobre­go kupiec­kie­go imie­nia tak jak przed­się­bior­stwa pry­wat­ne? Ano­ni­mo­wi hej­te­rzy jakoś nie palą się, aby oczer­niać dzia­ła­nia firm pry­wat­nych, któ­re chęt­nie wyto­czą pro­ces i będą bro­nić opi­nii o sobie. Lecz to i tak nic w porów­na­niu z drę­cze­niem inter­ne­to­wym wobec zwy­kłych, Bogu ducha win­nych, ludzi.

Cza­sy sprzy­ja­ją agresji

i jest ona powszech­na. Na inter­ne­to­wych por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych mnó­stwo przy­pad­ków prze­mo­cy notu­je się wśród dzie­ci i mło­dzie­ży. Nie­jed­no samo­bój­stwo ucznia drę­czo­ne­go w inter­ne­cie mia­ło już miej­sce. W nie­jed­nej szko­le dyrek­cja powia­da­mia poli­cję o znie­sła­wie­niu nauczy­cie­li. Nawet dzia­lal­ność spo­łecz­na spo­ty­ka się z zain­te­re­so­wa­niem hej­te­rów. Przy­kład? Wystar­czy jaka­kol­wiek ini­cja­ty­wa KSON‑u, któ­ry wyda­je niniej­sze pismo. Wyciecz­ka dla nie­peł­no­spraw­nych? Pro­szę bar­dzo: zło­śli­wie w sobo­tę, bo sami się nudzą w domu, w takie miej­sce, bo innych nie zna­ją, na zdję­ciu nie widać samych osób na wóz­kach, więc to oszu­stwo… a w ogó­le to pro­ku­ra­tor powi­nien wziąć ich pod lupę. Moż­na się znie­chę­cić do dzia­ła­nia? Trze­ba mieć wie­le siły, aby dzia­łać w epo­ce tak poj­mo­wa­nej wol­no­ści inter­ne­tu, w któ­rym każ­dy o każ­dym może napi­sać cokolwiek.

I po co to wszyst­ko? Ano­ni­mo­wi hej­te­rzy to cza­sem zawist­ni­cy, któ­rzy pró­bu­ją robić rze­czy podob­ne, ale im tak nie wycho­dzi. Albo ludzie, któ­rzy nie robią nic i wsty­dzą się, że odsta­ją od lep­szych. Rów­na­ją do swo­je­go pozio­mu: okrut­nie, bez­dusz­nie, bez pomy­ślun­ku, że nie­spra­wie­dli­wie i w złych emo­cjach. Aura ano­ni­mo­wo­ści ich nakrę­ca. Wia­do­mo: pod nazwi­skiem jakoś trud­niej napi­sać, kto leń, kto pijak, kto zło­dziej, a kto zwy­kły nie­udacz­nik. Ale sami oce­nia­ją real­ne oso­by, zza zasło­ny swo­je­go pseu­do­ni­mu. Czę­sto nie wie­dzą, że ano­ni­mo­wość to tyl­ko pozór, bo moż­na usta­lić oso­by sto­ja­ce za każ­dym obraź­li­wym i krzyw­dzą­cym komen­ta­rzem, ale to już zada­nie policji.

Dla hej­te­rów nie ma barier

więc rów­nież KSON czy jego wolon­ta­riu­sze pada­li ofia­rą nie­wy­bred­nych uwag w inter­ne­cie. Była powia­da­mia­na pro­ku­ra­tu­ra, ktoś został ska­za­ny. Ale to wierz­cho­łek góry lodo­wej, bo cały inter­net jest okrut­ny i pełen prze­mo­cy słow­nej. Nie myślę tu o suro­wej, czę­sto pryn­cy­pial­nej i nie­za­słu­żo­nej kry­ty­ce, ale o znę­ca­niu się i celo­wym psu­ciu dys­ku­sji publicz­nej, nazy­wa­nym trol­lin­giem. Kie­dyś pewien reży­ser w jele­nio­gór­skim teatrze wysta­wił hap­pe­ning z boha­te­ra­mi, któ­rym kwe­stie napi­sa­ło życie. A kon­kret­nie inter­net. To był tekst o Romach z pobli­skich Kowar. Wystar­czy­ło pozbie­rać komen­ta­rze z por­ta­li infor­ma­cyj­nych na mar­gi­ne­sie paru arty­ku­łów z tego mia­sta i kazać im wybrzmieć na sce­nie jako swo­iste oskar­że­nie. A może ostrzeżenie?

Jele­nia Góra jest mia­stem dyna­micz­nym. Miesz­ka tu wie­lu ludzi aktyw­nych. Sądzę, że odse­tek osób wewnętrz­nie smut­nych czy z sobą nie­po­go­dzo­nych nie jest wyż­szy niż gdzie indziej w Pol­sce. Ale jakąś szcze­gól­ną naszą cechą jest mal­kon­tenc­two — wyraź­niej­sze niż gdzie indziej. Bra­ku­je nam czę­sto chę­ci wysił­ku, by świat tłu­ma­czyć jako z grun­tu dobry, choć może dotknię­ty wada­mi. Bra­ku­je odwa­gi, by mówić jaw­nie, pod nazwi­skiem, co myśli­my. Tego się jesz­cze — jako lokal­ne spo­łe­czeń­stwo- musi­my nauczyć. A na razie — mamy inter­ne­to­wych ano­ni­mo­wych nienawistników.

Miłosz Kamiń­ski