Nawet do dwóch milionów Polaków wyjechało w ciągu ostatnich pięciu lat za granicę, szukając lepszej pracy – lub po prostu pracy. Ale mobilność to nie tylko emigracja zarobkowa – to po prostu gotowość do dłuższych dojazdów do pracy, albo do przeprowadzki do miejsca, gdzie w naszym zawodzie zarobimy lepiej, albo gdzie wynagrodzenia są podobne, ale życie tańsze i wygodniejsze.
Poziom wynagrodzeń i zróżnicowanie ofert na rynku pracy w bardzo dużym stopniu zależą od regionu, a nawet miejscowości. Zacznijmy od tego, że na wsi większą szansę znalezienia zatrudnienia mają przedstawiciele innych fachów, niż w mniejszych miastach, nie wspominając już o metropoliach. Wiele osób szansę realizacji zawodowej ma jedynie w największych aglomeracjach – tak jest na przykład z profesjami związanymi z nauką (np. nanotechnologiem i fizykiem). Natomiast zawody związane z rolnictwem i gospodarką leśną uprawiane są przede wszystkim w małych miejscowościach.
Szczególny przypadek stanowią wysoko wykwalifikowani pracownicy o wąskiej specjalizacji, którzy są poszukiwani przez pojedyncze zakłady pracy – nie zawsze zlokalizowane w największych ośrodkach miejskich. Tak może być z np. technologiem produkcji karmy dla zwierząt czy specjalistą projektującym i wykonującym linie do produkcji szyb i szkła technicznego. Po przeciwnej stronie można za to zgrupować niektóre grupy zawodów np. związane z działalnością twórczą (od dziennikarza po grafika komputerowego), które – choć formalnie uprawiane są przede wszystkim w większych ośrodkach miejskich – ze względu na rosnącą popularność pracy w domu (telepracy) stały się dostępne także dla osób z mniejszych miejscowości.
Aglomeracje i wioski
Powyższe przykłady wskazują, że planując swoje przyszłe życie zawodowe, warto brać pod uwagę to, gdzie w ogóle mamy szanse znaleźć pracę w wybranej profesji. Jak i kwestię tego, jakich zarobków możemy się spodziewać w poszczególnych lokalizacjach. Okazuje się bowiem, że mapa Polski jest dość zróżnicowana pod względem zarobków – nawet analizując poszczególne zawody.
Po pierwsze, pamiętajmy o tym, że generalnie im większe miasto, tym większe zarobki. Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, przeprowadzonego w połowie 2012 roku przez firmę Sedlak & Sedlak, mediana wynagrodzeń (kwota dzieląca populację na dwie równe połowy – jedną, która zarabia lepiej, i drugą – która ma niższe wynagrodzenia) w Warszawie wynosi 6000 zł brutto. W miastach liczących powyżej pół miliona mieszkańców jest to już 4200 zł, w miastach o ludności 75–100 tys. – 3300 zł, a w miejscowościach poniżej 10 tys. mieszkańców – 3000 zł (wszystkie kwoty brutto).
Na obszarze niemal każdego województwa pod względem wysokości zarobków przodują stolice (czasem – jak w przypadku Kujawsko-Pomorskiego i Lubuskiego, dominują dwa ośrodki, odpowiednio Bydgoszcz i Toruń, oraz Zielona Góra i Gorzów Wielkopolski). Największa różnica w dochodach występuje na Mazowszu, gdzie zarobki poza stolicą są niemal o połowę niższe niż w stolicy (mediana wynosi 3800 zł brutto). Najniższa różnica między stolicą i resztą województwa charakteryzuje zaś Podlasie: w Białymstoku mediana sięga 3085 zł brutto, a poza miastem jest niższa o 85 zł.
Co to oznacza? Jeśli jesteś przywiązany do swoich rodzinnych stron, warto zastanowić się, czy wiele zyskasz, wyprowadzając się z mniejszego miasta do stolicy województwa lub większego miasta w innym województwie – w wielu zawodach korzyść z takiej przeprowadzki może być niewielka.
Uwaga: koszty życia
A w jakim województwie zarabia się najwięcej? To w bardzo dużym stopniu zależy od zawodu. Dla przykładu, pracownicy działów IT w województwie mazowieckim zarabiają tylko o kilkanaście procent więcej niż ci zatrudnieni w Małopolsce, na Dolnym Śląsku i Pomorzu, ale ponad dwukrotnie więcej niż ludzie w tej branży z Podlasia, Warmińsko-Mazurskiego, Podkarpackiego, Świętokrzyskiego i Opolskiego. Czasem więc warto pogodzić się z tym, że dla godziwej płacy trzeba będzie przemieścić się gdzieś dalej od miejsca pochodzenia…
Zanim jednak uznamy, że jakby nie patrzeć, to najbardziej opłaca się przenieść do Warszawy, weźmy pod uwagę jeszcze jeden czynnik: kosztów życia. Po pierwsze: koszt wynajmu mieszkania lub jego zakupu jest w stolicy zdecydowanie najwyższy. W kwietniu 2012 roku wynajem w Warszawie w zależności od metrażu mieszkania był o 50–100% droższy niż w Poznaniu czy Katowicach. W tym samym okresie mediana ceny metra kwadratowego mieszkania w Warszawie wynosiła 8272 zł, podczas gdy w Katowicach – 3818 zł, w Łodzi – 3892 zł, w Poznaniu – 5482 zł, we Wrocławiu – 6108 zł, a w Krakowie – 6800 zł.
Zdecydowanie mniejsze różnice można zauważyć w przypadku dóbr konsumpcyjnych. Tu jednak także Warszawa wysuwa się na prowadzenie pod względem łącznych kosztów, choć w przypadku niektórych grup produktów ceny w stolicy są niższe niż w innych miejscowościach. Wygląda więc na to, że w przypadku przeprowadzki w poszukiwaniu lepszej płacy przede wszystkim pod uwagę brać trzeba koszty mieszkaniowe, stanowiące według GUS blisko 20% ogólnych wydatków gospodarstw domowych, podczas gdy – dla porównania – koszty zakupu żywności i napojów to ok. 25%, a np. wydatki związane z odwiedzaniem restauracji, kin, teatrów itd. to ok. 10% (te będą znowu nawet o połowę wyższe w stolicy w porównaniu do innych aglomeracji, a w tych z kolei będą o kilka–kilkanaście procent wyższe niż w mniejszych miejscowościach).
Jak daleko do pracy?
Czy jednak faktycznie ruszamy się z naszych rodzinnych stron, by znaleźć ciekawszą i lepiej płatną pracę? Według badania „Mobilność zawodowa”, przeprowadzonego przez firmę Manpower, aż 75,9% ankietowanych w 2012 roku Polaków zadeklarowało, że wzięłoby pod uwagę migrację (w tym zagraniczną), gdyby otrzymało odpowiednio atrakcyjną ofertę pracy. Według przedstawicieli Manpower, odsetek ten w ciągu połowy dekady wzrósł niemal dwukrotnie.
Co to właściwie jednak znaczy „atrakcyjna oferta pracy”? 7 maja 2012 roku firma Work Service przepytała 1076 dorosłych obywateli naszego kraju. Badanie to pozwoliło określić, że możliwość uzyskania pracy o zarobkach rzędu do 3000 zł netto byłoby argumentem dla przeprowadzki tylko dla 10% badanych. W przypadku kwoty 3000–5000 zł netto praca byłaby zachętą do migracji dla kolejnych 38%, a suma 5000–8000 zł brutto skusiłaby dalsze 29%, co oznacza, że przy propozycji zarobków na poziomie 8000 zł netto byłaby argumentem za przeprowadzką dla 77% Polaków. 6,5% badanych nie potrafiło natomiast wskazać kwoty, która skłoniłaby ich do rozważenia przeniesienia miejsca zamieszkania.
Bardziej atrakcyjnego zatrudnienia możemy jednak szukać nie tylko w swojej miejscowości, ale także w sąsiednich miastach czy wsiach – co nie oznacza konieczności szukania nowego miejsca zamieszkania, a jedynie dłuższe dojazdy do pracy. Według tego samego badania Work Service okazało się, że do 15 km dojeżdżać mogłoby 34% badanych, dalsze 39% bierze pod uwagę drogę rzędu 15–50 km, a dłuższe dystanse w drodze do miejsca zatrudnienia akceptuje 10%.
Co ciekawe, Wielka Brytania przestała być już jedną z najważniejszych deklaratywnych kierunkiem migracji zarobkowej. Polacy rozważający wyjazd zarobkowy najczęściej myślą o Niemczech (28%), Stany Zjednoczone (20%), Szwecję (16%) i Australię (11%) – Wielka Brytania jest dopiero na piątym miejscu (9%). Manpower wskazuje zaś na takie kierunki, jak Niemcy, Belgia, Austria, Szwecja i Norwegia.
Większa mobilność, większa konkurencja
Zdaniem ekspertów Work Service, wyraźnie widać, jak rośnie mobilność Polaków. Przyczyną tej zmiany jest, po pierwsze, relatywne powodzenie liczącej być może nawet dwa miliony ludzi ostatniej fali zagranicznej emigracji zarobkowej, co zachęca kolejnych odważnych do spróbowania szczęścia poza granicami. Po drugie zaś, od dwóch lat sytuacja na rynku pracy pogarsza się, co skłania pracowników do większej elastyczności, czyli dłuższych dojazdów do pracy i migracji za pracą w granicach kraju. Większa ruchliwość pracowników oznacza, że mniej dotkliwe dla naszej gospodarki będzie zjawisko sąsiadowania ze sobą regionu, gdzie jest nadwyżka specjalistów w jakiejś dziedzinie, i takiego, w którym brakuje takich właśnie fachowców.
Co poprawa mobilności oznacza w praktyce? Że i my musimy myśleć o zwiększeniu zasięgu poszukiwania pracy, a przy tym liczyć się z tym, że w każdej miejscowości konkurencja na rynku pracy będzie większa, bo podobnie robi coraz więcej osób szukających zatrudnienia. Wspomnijmy, że już w 2006 roku ponad połowa pracowników dojeżdżała do pracy poza miejscowość zamieszkania w przeszło 1/3 polskich gmin, co czwarty pracownik zatrudniony był w gminie innej niż ta, w której mieszkał, i można przypuszczać, że wskaźniki te jeszcze się zwiększyły (ostatnia publikacja GUS, opublikowana w 2010 roku, prezentuje jednak dane sprzed siedmiu lat).
Wraz z rosnącą liczbą osób dojeżdżających coraz dalej do miejsc pracy zwiększa się obciążenie dróg i w związku z tym – narasta problem korków. Dlatego warto zwrócić uwagę na sprawność lokalnej komunikacji publicznej i płynność ruchu w poszczególnych aglomeracjach. Dwa miasta oferujące podobne płace i koszty życia mogą się istotnie różnić czasem dojazdu do pracy nawet, gdy odległość praca-dom jest zbliżona.