DUCHY DOL­NO­ŚLĄ­SKIE — ŚMIERĆ NA KOŃ­CU ŚWIATA

W Jele­niej Górze od nie­pa­mięt­nych cza­sów krą­ży­ły opo­wie­ści o skar­bach ukry­tych nad brze­ga­mi Bobru. Jed­ni twier­dzi­li, że ukry­te w skal­nych pie­cza­rach kosz­tow­no­ści nale­ża­ły do ryce­rzy – roz­bój­ni­ków, mają­cych nie­gdyś swo­ja sie­dzi­bę w zam­ku na Gapach, dru­dzy że skar­by wynie­sio­no ze ska­za­ne­go na roz­biór­kę zam­ku wzno­szą­ce­go się nie­gdyś na Haus­ber­gu, czy­li dzi­siej­szym Wzgó­rzu Krzy­wo­uste­go. Byli tak­że i tacy, któ­rzy prze­ko­nu­ją­co opo­wia­da­li, że to nikt inny jak sam Rübe­zahl ukrył opo­dal Jele­niej Góry skar­by ze swo­je­go pod­ziem­ne­go zam­ku w Kar­ko­no­szach, do któ­re­go wej­ście w skal­nym labi­ryn­cie odna­leź­li wszę­do­byl­scy Walonowie.

      Róż­na była rów­nież loka­li­za­cja miej­sca, gdzie ukry­to skarb. Według jed­nych nale­ża­ło go szu­kać w ska­łach Haus­ber­gu, inni wska­zy­wa­li nato­miast na tajem­ni­czą gru­pę skał na Górze Sio­dło, jesz­cze inni byli prze­ko­na­ni, że skar­bów nale­ży szu­kać w stro­mych ska­łach na tak zwa­nym Koń­cu Świa­ta, czy­li tam gdzie Bóbr prze­ci­skał swój kapry­śny nurt na gra­ni­cy lasu rosną­ce­go na brze­gu rze­ki od stro­ny Siedlęcina.

      Pomi­mo róż­nic zdań zwią­za­nych z pocho­dze­niem i miej­scem ukry­cia skar­bu opo­wia­da­ją­cy zgod­ni byli co do tego, że ukry­te kosz­tow­no­ści dostęp­ne są jedy­nie raz do roku, w noc wigi­lii Boże­go Naro­dze­nia i to jedy­nie w cza­sie, kie­dy w Koście­le Miej­skim w Jele­niej Górze odpra­wia­na była Msza Paster­ska. Tyl­ko wte­dy ska­ły roz­stę­po­wa­ły się i dro­ga do ukry­tych skar­bów sta­wa­ła otwo­rem dla każ­de­go śmiał­ka zde­cy­do­wa­ne­go zary­zy­ko­wać nie tyl­ko utra­tę docze­sne­go życia, ale tak­że wiecz­ne­go zba­wie­nia, jak mówio­no bowiem „skarb­czy­ka” pil­no­wa­ły wyjąt­ko­wo paskud­ne i zło­śli­we dia­bły, któ­ra z chwi­lą zakoń­cze­nia paster­ki zamy­ka­ły ska­li­stą fur­tę i zabie­ra­ły do pie­kła dusze tych nie­szczę­śni­ków, któ­rzy na czas nie opu­ści­li podziemi.

      W poło­wie XVIII wie­ku miesz­kał w Jele­niej Górze nie­ja­ki Johann Kiliann, peru­karz któ­ry pomi­mo raczej docho­do­we­go zaję­cia był czło­wie­kiem nader chci­wym, a przy tym dość łatwo­wier­nym potra­fią­cym w karcz­mie przez dłu­gie godzi­ny słu­chać opo­wie­ści o ukry­tych skar­bach i ich strażnikach.

      Johann był tchó­rzem, ale jego chci­wość i zachłan­ność prze­ra­sta­ły zde­cy­do­wa­nie wro­dzo­ną stra­chli­wość. Dla pie­nię­dzy zro­bił­by wszyst­ko, poza tym wigi­lij­na wypra­wa po skar­by jawi­ła mu się z per­spek­ty­wy pla­nów jako póź­no­wie­czor­ny spa­cer po tere­nach, któ­re prze­cież nie raz odwie­dzał tyle , że w dzień… Dia­bły strze­gą­ce kosz­tow­no­ści były, co praw­da strasz­ne, ale takie jakieś nie­rze­czy­wi­ste jak­by wycią­gnię­te ze sta­rych śre­dnio­wiecz­nych bajek. Johann, przy całej swo­jej zachłan­no­ści, nie był zbyt reli­gij­ny… Do kościo­ła cho­dził bar­dziej dla pozo­rów, niż z wewnętrz­nej rze­czy­wi­stej potrze­by i tak napraw­dę ani w Boga, ani tym bar­dziej w dia­bły nie wierzył…

      Po raz pierw­szy Johann wybrał się na poszu­ki­wa­nie skar­bów praw­do­po­dob­nie w wigi­lię roku 1745; uzbro­jo­ny w łopa­tę i dwa wor­ki wyru­szył na Górę Domo­wą, czy­li Haus­berg, gdzie przed wie­ka­mi wzno­sił się zamek…Jako człek sumien­ny i sys­te­ma­tycz­ny posta­no­wił bowiem spe­ne­tro­wać wszyst­kie miej­sca, gdzie zgod­nie z opo­wie­ścia­mi, moż­na się było spo­dzie­wać ukry­te­go skarbu.

      Wszyst­ko wska­zu­je na fia­sko pierw­szej wypra­wy – zmar­z­nię­te­go peru­ka­rza widzie­li sąsie­dzi, jak nio­sąc puste wor­ki wcze­snym ran­kiem prze­my­kał w stro­nę swe­go domo­stwa. Na Haus­ber­gu jak się oka­za­ło skar­bu nie było, nie znie­chę­ci­ło to jed­nak chci­we­go Kilianna.

      W wigi­lię 1746 roku Johann po raz dru­gi wybrał się na poszu­ki­wa­nie ukry­tych kosz­tow­no­ści – tym razem posta­no­wił wyru­szyć dalej, w kie­run­ku Góry Sio­dło lub stro­mych skał na Koń­cu Świa­ta. Gdzie dokład­nie? Tego nie wie­dział nikt ponie­waż Kiliann swo­je pla­ny utrzy­my­wał w cał­ko­wi­tej tajemnicy…

      Tym razem wypra­wa przy­nio­sła jakieś efek­ty, gdyż począw­szy od pierw­szych dni po Nowym 1747 roku sytu­acja finan­so­wa peru­ka­rza ule­gła gwał­tow­nej i nie­wy­tłu­ma­czal­nej popra­wie: Johann nie dość, że zaczął roz­wi­jać swój zakład rze­mieśl­ni­czy przyj­mu­jąc kil­ku uczniów, to jesz­cze zaku­pił nie­wiel­ki dom poło­żo­ny co praw­da w nie­zbyt repre­zen­ta­cyj­nej dziel­ni­cy mia­sta, ale kosz­tu­ją­cy dosyć pokaź­na kwo­tę, o posia­da­nie któ­rej nikt nie posą­dzał Kilianna.

      Zacho­wa­nie Johan­na sta­ło się w tym cza­sie nace­cho­wa­ne nad­zwy­czaj­ną podejrz­li­wo­ścią; naga­by­wa­ny przez zna­jo­mych i sąsia­dów o nagły przy­pływ gotów­ki, prze­bą­ki­wał nie­wy­raź­nie o spad­ku po boga­tym wuju oraz nie­zwy­kle oszczęd­nym spo­so­bie życia, co razem wzię­te sta­no­wić mia­ło źró­dło widocz­nej zasobności.

      Nic zatem dziw­ne­go, że kie­dy Kiliann w kolej­ny wigi­lij­ny wie­czór opusz­czał mury miej­skie podą­ża­ło za nim dość licz­ne gro­no zawist­ni­ków pra­gną­cych mieć udział w zna­le­zio­nym naj­wi­docz­niej przez peru­ka­rza skar­bie. Johan świa­do­my chy­ba tej eskor­ty powiódł śle­dzą­cych w kie­run­ku skał wzno­szą­cych się na Górze Sio­dło, a następ­nie w kamien­nym labi­ryn­cie znik­nął, jak­by się nagle zapadł pod ziemię.

      W kolej­nych mie­sią­cach bogac­two Kilian­na sta­ło się jesz­cze bar­dziej widocz­ne, co spra­wi­ło, że plot­ki o skar­bie zna­le­zio­nym przez peru­ka­rza przy­bra­ły na sile; w wigi­lię roku pań­skie­go 1748 na Johan­na w oko­li­cach bra­my miej­skiej cze­kał już cały tłum jele­nio­gó­rzan spra­gnio­nych udzia­łu w zyskach. Pomi­mo dokład­ne­go obsa­dze­nia wszyst­kich dróg wio­dą­cych w kie­run­ku Góry Sio­dło nikt nie zoba­czył peru­ka­rza, któ­ry znacz­nie wcze­śniej opu­ścił miasto.

      Nikt nie widział Kilian­na tak­że w cza­sie świąt Boże­go Naro­dze­nia, ani w ostat­nie dni sta­re­go roku. Prak­ty­kan­ci zatrud­nie­ni w zakła­dzie peru­kar­skim zakli­na­li się, że nie mają poję­cia, gdzie podział się ich pryn­cy­pał, ani kie­dy nale­ży spo­dzie­wać się jego powro­tu. Dopie­ro tuż po świę­cie Trzech Kró­li roz­nio­sła się po Jele­niej Górze wieść, że u pod­nó­ża skał wzno­szą­cych się na Koń­cu Świa­ta zna­le­zio­no okrwa­wio­ne i zmal­tre­to­wa­ne zwło­ki Kilian­na, któ­ry nawet po śmier­ci nie wypu­ścił z rąk spo­re­go wor­ka, któ­re­go zawar­tość, jak się oka­za­ło, sta­no­wi­ły nie skar­by, ale zwy­czaj­ne kamienie…

      Daw­ni miesz­kań­cy Jele­niej Góry przez wie­le lat jesz­cze opo­wia­da­li o zachłan­nym peru­ka­rzu, jego tra­gicz­nej i tajem­ni­czej śmier­ci, a tak­że o skar­bach ukry­tych gdzieś nad brze­ga­mi Bobru…

 

TADE­USZ SIWEK;